Quantcast
Viewing all 967 articles
Browse latest View live

Adamski w podwójnej roli

Łączenie roli trenera z czynną grą na boisku to nic nowego. Powszechnie taka funkcja znana jest jest jako play-manager, czyli grający trener. W Wałbrzychu tak zaczynał w Górniku/Zagłębiu Robert Bubnowicz, teraz w trzecioligowej Polonii/Sparcie czyni Jarosław Lato. Trudniej jest połączyć grę w jednym zespole z trenowaniem innej ekipy. Tutaj przykładem może być Piotr Przerywacz, który jesienią zagrał w trzecioligowym GKS Kobierzyce będąc szkoleniowcem juniorów Górnika. W przeszłości z powodzeniem trenował Rzemieślnik Oława Jacek Sorbian łącząc z grą w Foto-Higienie Gać. Obecnie 39-letni Jacek wciąż gra w ekipie z Gaci, a jednocześnie trenuje juniorów Burzy Bystrzyca.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Ireneusz Adamski w barwach ŁKS Łagiewniki
Na Górnym Śląsku w podobnej, podwójnej roli występuje Ireneusz Adamski. 39-letni były defensor m.in. Śląska Wrocław, Górnika Polkowice czy Ruchu Chorzów ponad 80 razy wystąpił w ekstraklasie. Z tymi dwoma ostatnimi klubami świętował awans z drugiej ligi. Również półroczny pobyt przy Ratuszowej (wiosną 1996 w KP Wałbrzych) zakończył się promocją na zaplecze ekstraklasy. Nękany przez kontuzję zrobił sobie przerwę, ale powrócił do piłki nie tylko w roli futbolisty, ale i trenera. Obecnie popularny Adams gra w defensywie trzeciej drużyny IV grupy katowickiej okręgówki ŁKS Łagiewniki.  Jednocześnie trenuje MKS Sławków, który zajmuje drugie miejsce w sosnowieckiej grupie A klasy. Warto dodać, że podopiecznym Adamskiego w Sławkowie jest o 10 lat starszy Edward Ambrosiewicz - znany bramkarz, który w ekstraklasie zagrał dokładnie sto razy. Były goalkeeper Szombierek Bytom w górnośląskim regionie kojarzony głównie jest jako najstarszy strzelec gola w roli bramkarza (miało to miejsce 3 lata temu). W ostatni weekend znów błysnął Ambrosiewicz broniąc karnego w meczu z trzecim w tabeli  zespołem - Niwy Brudzowice.
Wracając do Ireneusza Adamskiego - oprócz gry w okręgówce oraz trenowania zespołu poziom niżej - wciąż aktywny jest wśród swoich rówieśników lub jeszcze starszych kolegów z pierwszoligowych boisk będąc regularnie grającym reprezentantem Reprezentacji Śląska Oldbojów.

Odbarwienie Cimka

W drugiej lidze, w grupie zachodniej zdarzyła się bardzo rzadka rzecz - żaden z zespołów czołowej piątki nie wygrał swojego meczu, ba - nie strzelił ani jednej bramki! W przypadku Górnika Wałbrzych i Warty Poznań kosztowało to lekkie osunięcie się w ligowej tabeli.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
M.Oświęcimka nie tylko nie dostał czerwonej kartki, ale
i zagrał cały mecz w Zdzieszowicach.
[foto: T.Nowicki]
Wynik w Bytowie, gdzie Bytovia uległa Jarocie nie mieści się w żadnych kanonach. Jarociński klub wiosną zremisował na inaugurację w Poznaniu, a potem 4 razy przegrał, nie strzelił żadnej bramki, a tym razem wizyta  u niepokonanego w tym sezonie u siebie rywala zakończyła się zwycięstwem 1:0! W Głogowie pocieszają się, że wiosną najgroźniejsi rywale tracą częściej punkty niż Chrobry.Piłkarze Ireneusza Mamrota nie zachwycają w tym roku, wygrali raptem JEDEN mecz, tyleż raz przegrali, a czterokrotnie dzielili się punktami. Trzykrotnie głogowianie nie potrafili wykorzystać w 2014 roku rzutu karnego, w tym dwukrotnie kapitan zespołu Łukasz Szczepaniak, który wyleczył się chyba z jedenastek. Efektowną grą i domowymi zwycięstwami do prowadzącego duetu zbliżyło się sosnowieckie Zagłębie. W sobotę przebudził się Rozwój pokonując najlepszego z beniaminków - Błękitnych. Z marazmu wychodzi również Warta Poznań, która po pożegnaniu trenera Kamińskiego ograła wspomniany Rozwój i wywiozła punkt z Głogowa. Tylko jakoś w Wałbrzychu smutno...
Maciej Jaworski zapowiadał zmiany w składzie i w grze. O ile te pierwsze nastąpiły, to gra nie mogła zadowolić, nie wspominając o wyniku. "Ofiarami" klęski z Calisią zostali Sławomir Orzech i Marcin Folc. Do podstawowego składu powrócił Wojciech Szuba, ale wciąż on szuka formy z czasów gry w Świdnicy. Pewność stracił najlepszy bramkarz minionej rundy Damian Jaroszewski. W drugim z kolei meczu prokuruje rzut karny. W Zdzieszowicach jedenastki można było uniknąć.
Z wałbrzyskim bramkarzem przed meczem w Zdzieszowicach wyszło niezłe zamieszanie. Redaktor Bogdan Skiba źle policzył Jogiemu kartki i zawyrokował, żebędzie on pauzował w meczu z Ruchem. Podczas relacji z Opolszczyzny autor wycofał się rakiem z błędu, gdy zobaczył nazwisko Jaroszewskiego w składzie. To było jedynie preludium do tego co zrobiono z Michałem Oświęcimką. Większość piszących w internecie o meczu w Zdzieszowicach opierało się na relacji z portalu lajfy.com. Niestety, większości z nich zabrakło chęci, by sprawdzić co rzeczywiście działo się na stadionie przy ul.Rozwadzkiej. Lajfy podały, że w 50 minucie "drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Michał Oświęcimka (Górnik Wałbrzych)". Z tym, że nie autor relacji nawet nie zająknął się na temat pierwszej żółtej! Ba, czytając dalej tę samą relację mamy - "88 minuta - dośrodkowanie Oświęcimki nie przebiło się przez obronę Ruchu, mimo to goście powalczyli i mają rzut rożny".
Na podstawie tej nie do końca wiarygodnej relacji news o wykluczeniu Michała byl powielany nie tylko przez stronę Ruchu, nie tylko przez wałbrzyskie portale, z oficjalną stroną Górnika Wałbrzych na czele, ale i w papierowych wydaniach Przeglądu Sportowego, Sportu czy Słowa Sportowego! Chlubnym wyjątkiem jest tu tradycyjnie strona Tygodnika Wałbrzyskiego. O tym, że wałbrzyszanie nie kończyli zdekompletowani można jeszcze przeczytać nie tylko na 90minut.pl, ale i stronie Nowej Trybuny Opolskiej. Dla regularnych obserwatorów zmagań Górnika wystarczy przejrzeć galerię fotografii z meczu oraz załączony skrót, w którym widać, że Michał był blisko strzelca trzeciej bramki dla gospodarzy. Wszelkie wątpliwości zresztą rozwiewa oficjalny komunikat PZPN.
W najbliższym meczu Oświęcimki kibice nie zobaczą - w czterech z sześciu wiosennych meczach oglądał żółte kartki i czeka go, podobnie jak Jaroszewskiego, pauza w jednym meczu. Przewaga nad dziewiątym Rakowem wynosi osiem punktów, strata do drugiej Bytovii to dwa oczka - ale tak naprawdę pod Chełmcem przy obecnej dyspozycji Górnika bardziej zainteresowany jest przewagą nad czerwoną strefą niż stratą do zielonych awansowych miejsc. Jeśli mógł przełamać się Rozwój, mógł Jarota wygrać w Bytowie, to czemu piłkarze Macieja Jaworskiego nie mogą sprawić by wielkanocne śniadanie bardziej smakowało wałbrzyskim kibicom?

Rocznica tragedii na Hillsborough

15 kwietnia mija 25.rocznica tragedii na stadionie Hillsborough w Sheffield. Rozgrywano wówczas półfinałowy mecz Pucharu Anglii pomiędzy FC Liverpool, a Nottingham Forest. Co wtedy się wydarzyło? Na trybunach nie było tak jak teraz siedzisk.. Tuż przed rozpoczęciem meczu meczu, w wyniku naporu ludzi runęła jedna z barier oddzielających trybuny zajmowane przez fanów The Reds od boiska. 6 minut po rozpoczęciu policja nakazała przerwać mecz. Na skutek uduszenia lub zdeptania zginęło wówczas 96 ludzi, 766 zostało rannych.Na sektory o pojemności 1500-1600 wpuszczono około trzech tysięcy kibiców! Służby porządkowe nie opanowały chaosu, za mało otwartych bram, opieszałe akcje ratunkowe i stało się najgorsze.
Niestety, mimo tak oczywistych zaniedbań ze strony organizacyjnej przez lata prawda była tuszowana. Atmosferę podgrzewały tabloidy z The Sun na czele, który donosił o okradaniu ofiar z portfeli. Dziś żaden z szanujących się mieszkańców Liverpoolu nie weźmie do ręki tej gazety. Policja obwiniała kibiców, fałszowano raporty i prawda została ujawniona w wyniku niezależnego śledztwa dopiero w ...2012 roku! Po zapoznaniu się z tym raportem premier Wielkiej Brytanii James Cameron przeprosił rodziny 96 ofiar za podwójną niesprawiedliwość jaką było oczernienie ich bliskich.
Wcześniej wygodne było zrzucenie winy na kibiców. Najpierw było Heysel w 1985 roku, gdzie zginęło 39 kibiców, a UEFA wykluczyła z europejskich pucharów angielskie drużyny. Po tragedii na Hillsborough powstał słynny raport Taylora - autorstwa ministra sprawiedliwości Roberta Taylora mocno uderzający w kibiców, na mocy którego z angielskich stadionów zniknęły sektory stojące, pojawiły się krzesełka, wprowadzono drakońskie kary dla stadionowych chuliganów.
Tragedia w Sheffield odcisnęła wielkie piętno na Liverpoolu. Najmłodszą ofiarą był Jon-Paul Gilhooley, kuzyn Stevena Gerrarda - obecnego kapitana The Reds. W miniony weekend każdy mecz w Anglii poprzedziła minuta ciszy, mecze rozpoczęły się z 7 minutowym opóźnieniem, zawodnicy nosili charakterystyczne czarne opaski, a na Wembley, gdzie rozgrywano, podobnie jak ćwierć wieku temu, półfinałowy pojedynek Pucharu Anglii na sektorze, na 96 krzesełkach położone były szaliki Liverpoolu.
Pod koniec marca tego roku na wniosek rodzin zmarłych wznowiono oficjalne śledztwo w sprawie tragedii. Ponad 70 tysięcy dokumentów i setki  relacji - werdykt ma być znany w przyszłym roku.

Powtórka z 1997 roku?

Redaktor Bogdan Skiba to jeden z najbardziej zasłużonych dziennikarzy sportowych Wałbrzycha. Od pewnego czasu aktywny jest również w sieci, choć jego newsy piłkarskie często mijają się z prawdą, to dzisiejszy mógł zaintrygować sympatyków wałbrzyskiego Górnika. Otóż klub ponoć szuka wzmocnień w defensywie! Gdyby to był początek miesiąca nie traktowałbym tego poważnie. Drugoligowiec pogrążony jest w kryzysie i bardzo dobrze, że w klubie nie czekają na ostatnią chwile, bo może okazać się, że będzie za późno. Klub ponoć zabiega o angaż dwóch doświadczonych obrońców w osobach Dawida Kubowicza i Marcina Kokoszki. Gra defensywy pozostawia wiele do życzenia, tylko czy, aby na pewno nie ma potrzeby wzmocnienia siły ofensywnej? Wiadomo, że klub ograniczają finanse i trudno liczyć by nagle w Górniku znalazł się jakiś supersnajper, znakomity rozgrywający czy błyskotliwy skrzydłowy. Pytanie należy panu Gawlikowi zadać - czemu zimą nie zakontraktowano Czecha Josefa Krolopa, skoro dziury są w obronie to nie za szybko pożegnano Michała Łaskiego? Krolop przekonał swoimi umiejętnościami trenera Jaworskiego, był na obozie w Jagniątkowie i zapewne byłby lepszą alternatywą w środku pola, choćby od Wojciecha Szuby.
Kokoszka trenuje i gra zaledwie w klasie okręgowej, czyli trzy szczeble niżej od Górnika. Częstotliwość, natężenie treningów jest nieco inne niż w drugiej lidze. Ponadto jeśli by doszło do wypożyczenia Marcina to czemu Górnik, który nie chciał jego latem, do tematu nie powrócił zimą, tylko dopiero w środku trwania rundy?
Polityka informacyjna klubu jest na bardzo niskim poziomie i pewnie odpowiedzi na te i inne pytania nie uzyskamy. Jeśli sezon zakończy się sukcesem, czyli utrzymaniem w lidze - nikt nie będzie wnikał, nie będzie rozliczał klubu.
Sytuacja przypomina nieco to, co miało miejsce przy Ratuszowej w sezonie 1996/97. Klub Piłkarski Wałbrzych po awansie do drugiej ligi, która wówczas była zapleczem ekstraklasy, jesień zakończył na wysokim 5.miejscu. Zimą największy skarb, czyli Piotr Włodarczyk, zmienił KP na Legię Warszawa. W jego miejsce klub sprowadził Pawła Murawskiego i Dariusza Zawalniaka. Niektórzy oczami wyobraźni widzieli wałbrzyszan walczących o awans do pierwszej ligi. Zwłaszcza mając w pamięci pokonanie Dyskoboli Grodzisk Wielkopolski 4:3. Tymczasem runda wiosenna była ogromnym rozczarowaniem. Tuż przed startem ligi zrezygnował z prowadzenia zespołu Wiesław Pisarski, którego zastąpił Bogdan Przybyła. Na dzień dobry przyszła porażka w Gdańsku z Lechią 0:2, potem w Wałbrzychu wygrywa dołujący w tabeli Chrobry Głogów 2:1. Po trzeciej porażce (1:3 w Policach) przyszło w końcu zwycięstwo - 1:0 nad GKP Gorzów po golu Sebastiana Matuszaka. Ale potem nastąpiła najgorsza passa w historii klubu - 7 kolejnych porażek, w tym 6 pod rząd bez strzelonej bramki! W zespole nie było nie tylko Włodarczyka, ale i Roberta Samka, których nie potrafili zastąpić nowi zawodnicy oraz wychowankowie (m.in. Marek Wojtarowicz, MArcin Żydek, Tomasz Tur - obecnie Idziak). W klubie zrobiło się nerwowo, bowiem zespół zbliżył się do strefy spadkowej. Najpierw zakontraktowano Romana Rudego, brata Andrzeja, który był reprezentantem kraju, graczem takich klubów jak FC Koeln., Broendby czy Ajax. Miał on uporządkować grę w środku pola wraz z Jackiem Sobczakiem, który dawno zapomniał o formie, którą reprezentował choćby w Pucharze Zdobywców Pucharów w warszawskiej Legii. Obaj posiadali kapitalną technikę użytkową, tylko czemu nie potrafili pokazać jej w trakcie meczu? Paradoksalnie promyk nadziei dał ten najstarszy, ten którego wielu skreśliło - Grzegorz Krawiec. 33-letni pomocnik leczył kontuzję, której nabawił się podczas rozgrywek futsalowych, co odbiło się szerokim echem i nie spodobało się w klubie. Krawiec powrócił na arcyważny mecz z Elaną Toruń i w doliczonym czasie z rzutu wolnego dał KP zwycięstwo 1:0!  W kolejnym meczu znowu gol Krawca i zwycięstwo w Bytomiu z Szombierkami 1:0! Przegrane derby w Legnicy (2:4 z Miedzią) i znów przy Ratuszowej zrobiło się nerwowo. Działacze na ostatnie trzy mecze wypożyczyli z wrocławskiej Ślęzy trójkę zawodników - duet defensorów pochodzących z Jawora Zbigniew Wójcik - Hubert Łukasik oraz pomocnika Jacka Sorbiana. Prawdę powiedziawszy, sprowadzenie wspomnianej trójki to był transferowy majstersztyk - sezon, dwa czy nawet wcześniej byli na celowniku nie tylko Śląska Wrocław, ale i innych klubów z pierwszej ligi. Ślęza marząca o wygraniu drugiej ligi stawiała zaporowe ceny, wręcz z kosmosu, aż w końcu po spadku do 3.ligi sami zawodnicy nie chcieli grać w I K.S. Gdy wiosną 1997 okazało się, że wrocławski zespół nie liczy się w walce o powrót do 2.ligi działacze z chęcią wypożyczyli zawodników. Po sezonie KP wykupił tych zawodników z klubu, dodatkowo dołączył trener Grzegorz Kowalski oraz wypożyczono Grzegorza Rosińskiego, który niestety po kilku miesiącach zginął tragicznie w wypadku samochodowym.
W ostatnich meczach KP z wypożyczoną trójką zapewnił sobie ligowy byt, choć diametralnej poprawy nie było. W Wałbrzychu najpierw był remis z Zawiszą 2:2, porażka w Rydułtowach z Naprzodem 0:1 i wygrana z Lechią Zielona Góra 2:1. W obu wałbrzyskich meczach solidarnie golami podzielili się Piotr Borek (po atomowych strzałach z rzutów wolnych) oraz Grzegorz Krawiec.
Czy dojdzie do wiosennych transferów zgodnie z zapowiedziami Bogdana Skiby?

Świąteczny pat

Gdy w terminarzu widzi się potyczkę pomiędzy czwartą a piątą drużyną ligi, a ekipy z pierwszej trójki grają z niżej ulokowanymi w tabeli zespołami, to siłą rzeczy można upatrywać ją za najciekawszą w kolejce. W sobotę Górnik Wałbrzych miał przełamać kryzys w boju z Rozwojem Katowice, który niemoc pokonał tydzień wcześniej (2:0 z Błękitnymi). Teoria teorią, a życie życiem. Przy Ratuszowej rozegrano bodaj najsłabsze zawody 25.kolejki. Goście wiosną zgromadzili jeden punkt więcej od wałbrzyszan - u siebie 2 zwycięstwa i porażka, a na wyjeździe 2 porażki i remis. Personalnie ekipa Dietmara Brehmera wygląda dość ciekawie - oprócz graczy ogranych w wyższych ligach (Budka, Kapias, Gacki, Mandrysz,Ropiejko) kilku młodych, utalentowanych, będących w notesach skautów z wyższych lig (Żak, Szymiński, Król). Na topie jest Adam Żak - rocznik 1994, który ma za sobą udany epizod w mistrzostwach Polski juniorów, gdzie wypłynął na szerokie futbolowe wody Arkadiusz Milik. W Wielką Sobotę Rozwój zagrał o wiele gorzej niż choćby Calisia. Pierwszy celny strzał w światło wałbrzyskiej bramki katowiczanie oddali w 72 minucie! Co prawda od razu zapachniało bramką, ale przez blisko 5 kwadransów czołowa drużyna ligi nie potrafiła skonstruować groźnej akcji. Gra się tak jak rywal pozwala, ale po tym uderzeniu głową Macieja Ropiejko goście nie dość, że przejęli inicjatywę już do końca meczu, to każdy strzał był już celny.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Jedyne groźne akcje Górnik miał dzięki Danielowi Zinke.
[foto:walbrzych24.com]
A Górnik? Wiadomo, że zabraknie Damiana Jaroszewskiego i Michała Oświęcimki, uraz wykluczył Grzegorza Michalaka. Największe obawy dotyczy obsady bramki, czyli Patryka Janiczaka, który do tej pory bronił w meczu z Jarotą, gdzie zachował czyste konto, ale większość jego interwencji była delikatnie mówiąc niepewnych. Patryk ma problemy z interwencjami na przedpolu, w meczu z Rozwojem kulało wprowadzanie piłki do gry, gdy często dokonywał złych wyborów zagrywając do najbliższego kolegi, za którego plecami czaił się rywal. Ale paradoksalnie ostatni kwadrans wypromował Janiczaka na największego wygranego tego meczu! Obrony strzałów Ropiejko, Żaka czy Winiarczyka spowodowały, że w Wałbrzychu te święta były w miarę spokojne w domach piłkarzy, kibiców czy trenerów Górnika. W I połowie kapitalne zawody w defensywie rozgrywał Marek Wojtarowicz wygrywający większość pojedynków główkowych. Na swoim dobrym poziomie zagrali boczni obrońcy, którzy załapali niestety żółte kartki - szkoda głupiej kary Sawickiego. Słabiej zagrał Sławomir Orzech, któremu przytrafiały się zagrania rodem z boisk trampkarzy. W drugiej linii - dramat. Duet Jan Rytko - Wojciech Szuba miał zastąpić Michalaka z Oświęcimką. Nie zastąpił. Grę ich określa się często "na alibi" - bez podjęcia ryzyka, przyspieszenia akcji, zaskoczenia. Człapającego Szubę, który opuszczał boisko żegnały gwizdy i najgorsze jest to, że były zasłużone. Na skrzydłach pokazali się Bartkowiak z Śmiałowskim, niby dynamiczni, przebojowi, ale tego nie było widać, bo za rzadko te piłki na boki były posyłane. W ataku osamotniony Daniel Zinke, który jako wysunięty, jedyny napastnik jest skazany jedynie na finalizacje szybkich ataków. Jedyne okazje meczu stworzył właśnie Czech, obie na początku obu odsłon meczu. Pierwsza już w 51 sekundzie, ale zamiast tak jak u Alfreda Hitchcocka, gdzie po trzęsieniu ziemi miały emocje rosnąć, to na murawie Stadionu 1000-lecia było odwrotnie. Wybór Zinke na środku ataku to wybór opcji gry z kontry, ale wykonawców do szybkiego przechwytu piłki w środku pola, przerzutu do przodu nie było.
Ciekawostką z sobotniego meczu jest fakt, że stał się on tematem jednego z twittów - były asystent selekcjonera naszej kadry Rafał Ulatowski, który nie może odnaleźć się w roli pierwszego trenera od czasu do czasu uaktywnia się na twitterze pisząc wyłącznie po angielsku, choć obserwujący go to w większości rodacy. W wolnym tłumaczeniu: 0:0 - jedyną dobrą wiadomością dla obu trenerów jest czyste konto po stronie strat. Jeśli nie możesz wygrać to rób co tylko można by nie przegrać.
Z sektora C pod koniec meczu już słychać było okrzyki niezadowolenia, przewaga nad dziewiątą drużyną wynosi 8 punktów. W pamięci pozostają jeszcze 3 punkty za walkower z Polkowicami. Wciąż jednak aktualny pozostaje komentarz tygodnika Piłka Nożna, który ukazał się po klęsce w Zdzieszowicach: Widać, że dla zawodników z Pogórza Zachodniosudeckiego pierwsza liga to za wysokie progi. Wicelider po rundzie jesiennej wiosną zgromadził zaledwie sześć punktów. W konsekwencji zsunął się już na czwartą pozycję w tabeli. Spadek zespołowi z Wałbrzycha już nie grozi, ale awans także z pewnością zostaje poza zasięgiem.

Rekordzista Patryk Janiczak

Kto wie czy bramkarz Górnika Wałbrzych Patryk Janiczak nie przejdzie do historii klubu jako ten, który nie puścił bramki w oficjalnym meczu podczas swej gry w klubie z Ratuszowej. Oczywiście może dojść do takiego przypadku, gdy do końca sezonu będzie bronił Damian Jaroszewski, a w przerwie letniej klub pożegna się z wychowankiem Zagłębia Lubin.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Patryk Janiczak - niepokonany w 2.lidze.
W tym sezonie Patryk Janiczak dwukrotnie zastępował Jogiego i tyleż samo zachował czyste konto! Co prawda do gry młodzieżowego goalkeepera można mieć wiele zastrzeżeń, nie jest pewny w swoich interwencjach, ale póki co jest skuteczny - wciąż pozostaje niepokonany. W długiej bogatej historii wałbrzyskiego Górnika dawno nie było bramkarza z takim bilansem od ligowego debiutu. Ostatnim takim graczem był Kazimierz Poczkajski, który jesienią sezonu 1992/93 znalazł pogromcę dopiero w trzecim meczu, ale po rundzie Górnik wycofał się z rozgrywek i połączył się z Zagłębiem w Klub Piłkarski, a wyniki z udziałem wałbrzyskiej drużyny zostały anulowane. Dla przypomnienia - w pierwszych dwóch meczach po reaktywacji wałbrzyszan w trzeciej lidze Poczkajski zachował zerowe konto po stronie strat w meczach w Stroniu Śląskim (4:0) i u siebie z Górnikiem Złotoryja (2:0), niestety w 3.kolejce w Bielawie puścił dwa gole, a biało-niebiescy przegrali z Bielawianką 1:2.
W czasie, gdy Górnik grał w ekstraklasie z zerowym kontem po stronie strat debiutował Marek Grzywacz (wiosną 1986 0:0 ze Śląskiem), ale w kolejnym meczu wyciągał piłkę z siatki już 3 razy.
Później, po fuzji Górnika z Zagłębiem i erze KP, potem Górnika SSA, Górnika/Zagłębia - czyli w latach 90-tych ubiegłego oraz w pierwszej dekadzie obecnego stulecia czyste konto w debiucie zaliczyli:
Rafał Wodzyński        (1994/95 3.liga Kuźnia Jawor 0:0)
Marek Siemiątkowski (1995/96 3.liga Rokita Brzeg Dolny 1:0)
Jacek Banaszyński      (1997/98 2.liga, Varta Namysłów 3:0)
Łukasz Jaśkiewicz      (2002/03 A klasa, Skalnik Czarny Bór 0:0)
Łukasz Jarosiński       (2004/05 IV liga, Sparta Świdnica 0:3 - wszedł w 75' za Ł.Jaśkiewicza przy stanie 0:3).
Niestety, wszyscy w kolejnym swoim ligowym meczu znaleźli już pogromcę.
Do tego grona należy zaliczyć Damiana Michno, który po raz pierwszy zagrał w seniorach Górnika/Zagłębia w sezonie 2001/02 w meczu ze Strzelinianką (1:3), ale wyniki z tamtej rundy zostały anulowane na skutek wycofania zespołu. W swoim ponownym debiucie - w A klasie nie puścił w Jedlinie Zdrój bramki (3:0 z Jedlinianką - 2002/03).
Nie udały się z kolei premiery na "zero z tyłu" w wałbrzyskim klubie następującym zawodnikom:
Zbigniew Prusik       (1992/93 2.liga, Zagłębie Sosnowiec 2:7)
Adam Broszczak     (1997/98 2.liga, Kem-Bud Jelenia Góra 3:2)
Tomasz Walusiak     (1998/99 3.liga, Granica Bogatynia 3:2)
Damian Jaroszewski (1999/2000 3.liga, Lechia Zielona Góra 2:1)
Marcin Szyszka       (2000/01 3.liga, Warta Zawiercie 1:1)
Krzysztof Zych        (2003/04 kl.O, Piławianka Piława Górna 4:3)
Kamil Jarosiński      (2011/12 2.liga, Czarni Żagań 1:2).
Z tego grona najkrócej czystym kontem podczas ligowego debiutu w wałbrzyskim ligowcu cieszyli się Tomasz Walusiak i Kamil Jarosiński. Obaj pojawili się na boisku w wyniku wykluczenia podstawowego bramkarza (w Bogatyni R.Wodzyńskiego, w Żaganiu - D.Jaroszewskiego) i od razu musieli stanąć oko w oko z wykonawcami rzutów karnych z drużyny gospodarzy. W obu przypadkach rywale byli górą.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Rok temu - 20.04.2013 Janiczak (drugi z prawej)
okazał się lepszy od swojego obecnego trenera
Wojciecha Wierzbickiego - Bielawianka wygrała
wówczas w Świdnicy z Polonią/Spartą 2:0.
Patrykowi Janiczakowi należy życzyć, by w ligowych meczach dalej śrubował swój rekord, a najlepiej gdyby okazał się lepszy w passie kolejnych meczy bez straty gola. Do tej pory palmę pierwszeństwa dzierży Damian Michno. Obecnie grający w Victorii Świebodzice bramkarz, w sezonie 2002/03 był trenowany, podobnie jak teraz, przez Ryszarda Mordaka. Górnik/Zagłębie Wałbrzych po półrocznej banicji wrócił na piłkarską mapę Polski i nie znalazł godnego rywala w wałbrzyskiej grupie A klasy, choć np. w Skalniku Czarny Bór występowali Świętanowski, Lepucki, Domagała czy Pyrdoł.  Wałbrzyszanie jesienią tylko w jednym meczu jesienią stracili punkty (remis z Mieroszowem), a od 8.kolejki, kiedy to Damiana pokonał Damian Ponisz z Zielonych Mokrzeszów w drugiej minucie meczu (ostatecznie 6:1 dla Górnika/Zagłębia i dodatkowo obroniony rzut karny) rozpoczęła się passa wałbrzyskiego bramkarza bez straty gola. Potem jesienią nie dał się pokonać zawodnikom Skalnika Czarny Bór (1:0), Juventuru Wałbrzych (1:0), Szczytu Boguszów (5:0), Gromu Witków (3:0) i Białego Orła (0:0). Wiosną serial kontynuował w kolejnych meczach: Jedlinianka (5:0), MKS 1985 Szczawno Zdrój (2:0), Wenus Nowice (6:0), Sudety Dziećmorowice (6:0), AKS II Strzegom (5:0), Karolina Jaworzyna Śl. (2:0), Górnik Gorce (2:0), Zieloni Mokrzeszów (4:0), Juventur Wałbrzych (3:0), aż do 87 minuty meczu w Boguszowie ze Szczytem (2:2) kiedy pokonał go Robert Sołtysiak. Łącznie daje to 1435 minuty. A warto dodać, że po drodze był mecz w Czarnym Borze (0:0), gdzie przez kontuzje Michno musiał odstąpić bramkarską bluzę Łukaszowi Jaśkiewiczowi.

Orzeł daje nadzieję

W wielkanocną sobotę w Wałbrzychu w drugoligowym meczu nie padł żaden gol. Bodaj najbliżej jego strzelenia był Maciej Ropiejko z Rozwoju Katowice, który jesienią strzelił 4 gole dla Chojniczanki Chojnice. W Chojnicach jego klubowym kolegą, a zarazem konkurentem do gry w ataku był Marcin Orłowski, były napastnik Górnika Wałbrzych. Zimą obaj musieli szukać nowego klubu i obaj znaleźli zatrudnienie w klubach drugoligowych. O ile Ropiejko trafił do zespołu, który jest w górnej części tabeli, to Orłowskiemu przyszło grać w Radomiaku Radom, który pałęta się w ogonie grupy wschodniej.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Radość M.Orłowskiego po zdobyciu bramki.
 Początek rundy dla popularnego Orła i jego nowej drużyny był tragiczny. W pierwszych 5 spotkaniach zaledwie jeden remis, 4 porażki i zaledwie jeden gol strzelony. Gdy zanosiło się na kolejny piąty mecz bez strzelonej bramki w ostatniej minucie meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki obrońca gości niefortunnie pokonał własnego bramkarza i Radomiak mógł świętować pierwszy wiosenny komplet punktów.
W Wielką Sobotę na radomski stadion przy ul. Struga przyjechał Pelikan Łowicz, który do bezpiecznego ósmego miejsca tracił zaledwie dwa punkty. Podbudowany ostatnim zwycięstwem Radomiak zaskoczył nie tylko grą, ale i ustawieniem. Trener Marcin Jałocha desygnował do gry od pierwszego gwizdka m.in. Marcina Orłowskiego, który pierwsze 5 spotkań rozpoczynał od 1.minuty, a w ostatnim wszedł jako rezerwowy. Tym razem Orzeł wyszedł w podstawowej jedenastce i zagrał w ataku obok Brazylijczyka Leandro - strzelca 9 bramek. Mecz zakończył drugim z kolei zwycięstwem Radomiaka 1:0, a jedyną bramkę strzelił ładnym uderzeniem Marcin Orłowski.
Po tym zwycięstwie Radomiak opuścił ostatnie miejsce w tabeli grupy wschodniej. Obecnie na 9 kolejek przed końcem sezonu jest na 16.miejscu ze stratą 11 punktów do ósmej Stali Mielec. W terminarzu czekają mecze w większości z zespołami z górnej części tabeli (Limanovia, Znicz Pruszków, Legionovia, Stal Mielec, Stal Stalowa Wola) lub będącej blisko magicznego ósmego miejsca (Wisła Puławy, Olimpia Elbląg). Zadanie wydaje się być ogromnie trudne przed podopiecznymi wicemistrza olimpijskiego z Barcelony'92, ale mając na uwadze małe różnice punktowe oraz nieprzewidywalność wyników w tej klasie rozgrywkowej w Radomiu liczą na sukces w misji ratowania drugoligowego bytu.

OG 2014 - niedosyt

Operacja Głogów 2014 była ostatnią w drugiej lidze grupy zachodniej. Jesienią nie będzie już grup w drugiej lidze, a oba zespoły najprawdopodobniej nie będą grali na tym samym szczeblu rozgrywkowym. Chrobry lideruje stawce i wszystko wskazuje, że uzyska promocję. Niezwykle frapująco zapowiada się sobotni pojedynek rozpędzonego Zagłębia Sosnowiec właśnie z głogowianami. Górnik z kolei w weekend będzie lizał rany po środowej porażce, ale doliczy do swojego dorobku bezcenne trzy punkty za walkower z KS Polkowice. W tabeli wiosny, nie licząc wspomnianych Polkowic, wałbrzyszanie z 7 punktami i jako jedyny zespół bez wyjazdowego choćby punktu, na szarym końcu...
PRZED MECZEM
Chrobry wiosną jest krytykowany za styl, brak skuteczności, ale po cennej wygranej w Stargardzie Szczecińskim, stratach punktowych rywali jest wciąż liderem, a wiosną przegrał tylko jeden mecz (tak jak Bytovia, jedynie Sosnowiec bez porażki). Goście w kryzysie i to raczej głębokim. Do składu w porównaniu z ostatnim meczem z Rozwojem powrócili kartkowicze - Jaroszewski i Oświęcimka, nie załapał się do jedenastki Śmiałowski kosztem Moszyka. Na ławce usiadł Patryk Janiczak, który spotkał się ze swoim kolegą z Zagłębia Lubin Amadeuszem Skrzyniarzem - obaj bramkarze bronili bramki lubinian w rozgrywkach juniorskich. Nie było sensacyjnych wzmocnień awizowanych przed tygodniem przez redaktora Skibę. Mecz rozgrywany był przy sztucznym świetle, w środę, gdy w tv kusiła Liga Mistrzów, mimo to pofatygowało się na trybuny głogowskiego stadionu ok.2000 widzów. Mimo późnej pory rzucała się w oczy duża liczba najmłodszych fanów futbolu. I to nie tylko z rodzicami, ale i zorganizowane grupy ze szkół. System ewidencji i sprzedaży - podobny jak w Wałbrzychu, z tą różnicą, że Górnik ma ładniejsze bilety. W porównaniu ze Stadionem 1000-lecia w Głogowie zwracały uwagę komunikaty spikera przypominającego, że stadion jest miejscem publicznym, gdzie obowiązuje zakaz palenia. Ciekaw jestem reakcji przy Ratuszowej, gdy podobny komunikat wygłosiłby Bogdan Skiba.
I POŁOWA
Balonik w Głogowie nie był tak pompowany jak przed jesiennym spotkaniem pod Chełmcem. Owszem derby, ale już nie pierwszej i drugiej drużyny ligi, Chrobry w końcu przełamał fatum Górnika i ograł go bezapelacyjnie i to na jego boisku. Dla kibiców wiosną poszerzył się wachlarz "meczów rundy" - a to dlatego, że w lidze są mocne, prestiżowe ekipy kibicowskie i przyjazd dolnośląskiego rywala nie wywołuje już takiego ciśnienia, jak choćby przed rokiem. Jeśli chodzi o kibiców to głogowianie wspierali swój zespół głośnym dopingiem przez cały mecz. Autokary z fanami Górnika przyjechały pod stadion w okolicach 25 minuty meczu, ale dopiero pod koniec I połowy zaczęli wchodzić na sektor gości. Rozwiesili flagi, po przerwie ruszyli z dopingiem, by po niespełna kwadransie zdjąć flagi, opuścić sektor, a później stadion i z perspektywy parkingu dopingować piłkarzy. Powodu można się domyślać, zwłaszcza, że blisko sektora gości oprócz oddziałów prewencji spacerował obserwator z ramienia PZPN.
Na boisku Górnik nie odstawał od lidera. Co prawda pierwszy celny strzał oddali miejscowi - Damian Jaroszewski wypluł mocne uderzenie Hałambca, ale zaraz ją złapał. Wałbrzyszanie szanowali piłkę, mądrze rozgrywając, a że nie od dziś wiadomo o kłopotach z konstruowaniem sytuacji strzeleckich, to wynik utrzymywał się bezbramkowy. Prawdę powiedziawszy współczuję tym, którzy śledzili relację z meczu na lajfach czy skibasport, o dziwo najbardziej wiarygodną relację przeprowadziła w końcu oficjalna strona Górnika. Do przerwy wałbrzyszanie mieli bodaj trzy okazje do zdobycia bramki. Pierwszą po kombinacyjnie rozegranym rzucie wolnym po którym Michał Bartkowiak miał niestety mało miejsca i posłał futbolówkę wysoko ponad bramką. Potem po rzucie rożnym pięknie uderzył Tomasz Wepa i Amadeusz Skrzyniarz musiał wybić piłkę na rzut rożny. Wreszcie ponownie Bartkowiak, który sprawiał najwięcej problemów na swojej lewej stronie, uderzył z dystansu i znów bramkarz musiał pokazać swój kunszt. Kapitalnie w obronie grał Marek Wojtarowicz, który czyścił przedpole bramki Jogiego, asekurował Sławomira Orzecha, któremu z początku przytrafiły się proste błędy, ale z czasem grał coraz pewniej. Pod koniec polowy z powodu urazu mięśnia uda boisko opuścił Daniel Zinke, którego zastąpił Marcin Folc.  Folc nie zszedł na przerwę do szatni tylko intensywnie się rozgrzewał - ciekawostką jest, że po raz kolejny środkowy napastnik zaczynający mecz w roli rezerwowego w ogóle nie uczestniczy w przedmeczowej rozgrzewce, choć inni rezerwowi z chęcią grywają choćby w "dziadka".
II POŁOWA
Po dobrej pierwszej połowie można było się obawiać czy Górnik jest w stanie rozegrać drugą połowę na takim poziomie. Okazało się, że podopieczni Macieja Jaworskiego drugą część meczu zagrali jeszcze lepiej niż pierwszą! W obronie uważnie, w drugiej linii harowali Wepa z Oświęcimką, Rytko rozgrywał bodaj najlepszy mecz w tym sezonie, Bartkowiak ogrywał rywali na lewej stronie, po przerwie przebudził się bezbarwny w I odsłonie Moszyk. No i Folc, który wiadomo ma inne predyspozycje niż Zinke, więc zamiast szukać szybkiego kontrataku goście rzucali górne piłki, które Marcin albo zgrywał, albo sam próbował szczęścia. Folc miał bodaj trzy okazje do wpisania się na listę strzelców, ale piłka albo mijała bramkę lub uderzenie z woleja było za słabe by zaskoczyć bramkarza. Blisko gola był Bartkowiak, ale i Rytko, którego wolej minął spojenie słupka z poprzeczką. Trzeba sprawiedliwie oddać Jankowi, że grał bardzo ofiarnie, przysłowiowo "jeździł na d..", mądrze przerzucał piłkę to na lewą to na prawą stronę, szkoda tylko, że zabrakło mu skuteczności.
Po godzinie gry zaczęły się błędy płockiego arbitra. W pierwszej połowie sędziował bardzo dobrze, kartki skutecznie utemperowały zawodników, a w drugiej odsłonie wiele jego werdyktów było niezrozumiałych dla oby drużyn. Choć po prawdzie bardziej dla gości z Wałbrzycha. Najpierw nie odgwizdał ewidentnego faulu na Sawickim i poszła akcja prawym skrzydłem, po którym, mimo udanej ekwilibrystycznej interwencji Orzecha, miejscowi mieli okazję spartaczoną przez Janeczko. Potem ostre wejście gracza Chrobrego w nogi Wojtarowicza skończyło się ... wrzutem piłki z autu dla Górnika! Ani faulu, ani kartki... Groźna kontra Chrobrego została przerwana bezpodstawnym spalonym, który pokazał asystent liniowy. Kilkakrotnie gwizdek milczał po starciach w środku pola, co spowodowało nerwowość u zawodników obu drużyn.Wreszcie nadeszła doliczona minuta po 90 minucie.
Na załączonym filmiku oficjalnej strony Chrobrego można spekulować czy grający z nr 3 Michał Michalec przepchnął Dariusza Michalaka, który wpadł na wyskakującego Marka Wojtarowicza, który zagrywa ręką... Sędzia gwizdnął, karny, Pieczara i 1:0. Ostatnia akcja meczu to wrzutka w pole karne gospodarzy, ale bez szans. Chrobry wiosną dostał czwartego karnego, ale dopiero pierwszy wykorzystał. A Górnik zaliczył 4.kolejny mecz bez zdobyczy bramkowej.
W pomeczowej wypowiedzi trenera Chrobrego Ireneusza Mamrota można było usłyszeć zdanie, które trafnie podsumowuje środowe derby: po kilku tygodniach nikt nie będzie pamiętał o stylu, a punkty zostają.
CHICHOT HISTORII
W Głogowie wciąż pamiętają rok 2010, kiedy to Chrobry rywalizował z Górnikiem w 3.lidze. OG 2010 zgromadziła rekordową liczbę widzów, zwłaszcza fanów, którzy przyjechali za Górnikiem. Z roku na rok za biało-niebieskimi jeździ ich coraz mniej, to samo dotyczy wałbrzyskich dziennikarzy. W obozie głogowskim przed środowym meczem przypomniano kulisy awansu - ostatnia kolejka, dramatyczny mecz wałbrzyszan w Nowej Soli. Tam też był rzut karny w doliczonym czasie gry, po ręce, która była, ale ukarani jedenastką zaklinali się, że "wapna" nie powinien arbiter odgwizdać. Celny strzał i szał radości zwycięzców. Wtedy to radość przeżywano w obozie Górnika. Gol dał awans do drugiej ligi, a w Głogowie dopisano różne teorie spiskowe, które wspominane są po dzień dzisiejszy i pewnie długo jeszcze barwnie będą przekazywane. Obecnie karta się odwróciła. To Chrobry wygrał po zagraniu ręką, które miało miejsce. Czy poprzedziło je nieprawidłowe zagranie gracza Chrobrego? Teraz to już nieważne. Faktem jest, że po rozegraniu NAJLEPSZEGO MECZU WIOSNĄ Górnik wraca do Wałbrzycha z niczym. A szkoda. Gra daje nadzieje na najbliższe mecze.
8 meczy do końca sezonu - 6 punktów przewagi nad dziewiątymi Błękitnymi (i niekorzystny bilans dwumeczu). Oby ten stracony w Głogowie punkt nie okazał się decydujący w walce o utrzymwanie drugoligowego bytu.

Piłka Nożna - nowa odsłona

Tygodnik Piłka Nożna ma swoją renomę, długą historię. Najpierw było to pismo wydawane przez PZPN, a w 1973 przemieniło się w tygodnik. PN nie była w stanie konkurować z aktualnościami, wynikami z Przeglądem Sportowym, Sportem czy Tempem. Pod względem grafiki daleko z tyłu za Sportowcem. Skarbem była publicystyka, którą tworzyli prawdziwi mistrzowie pióra: Szymkowiak, Mętrak, Atlas. Z czasem oprócz suchych wyników z 1.ligi pojawiały się składy, sprawozdania z ciekawszych spotkań. Oczywiście bogato opisywane były mecze reprezentacji i europejskich pucharów. Corocznie wybierano piłkarza, trenera oraz odkrycie roku. Tygodnik się rozwijał, w dawnych czasach te kilkanaście czarnobiałych stron bardzo trudno było dostać w kioskach Ruchu. W Warszawie pojawiał się we wtorek, a na Dolny Śląsk trafiał najczęściej w czwartek, kiedy już zapominano o sobotnio-niedzielnej ligowej kolejce.  I to w takim nakładzie, że trzeba było się nabiegać od kiosku do kiosku by Piłkę Nożną zakupić. W czasach gry Górnika Wałbrzych w pierwszej lidze ciekawe relacje pisał Bogdan Skiba. Z okazji mistrzostw świata pojawiały się kolorowe okolicznościowe magazyny, które z czasem stały się comiesięcznym kolorowym magazynem funkcjonującym równolegle z PN. Od 1992 rewolucyjne zmiany - oprócz zmiany formatu Piłka Nożna wydawana jest na kolorowym kredowym papierze. Z czasem oprócz tygodnika, miesięcznika (z czasem przemianowanym na PN Plus) rozrasta się Biblioteczka PN, czyli okolicznościowe Skarby Kibica rodzimej ligi, lig zagranicznych czy mistrzowskich turniejów. Na przełomie wieków na rynku prasowym pojawiają się różne piłkarskie tytuły. Różne Gole, Total Footballe, Topgole, Soccer Magazine głównie bazowały na przedrukach fotografii z zagranicznych odpowiednich, ale próby czasu nie wytrzymały.
Podobna rzecz miały z wydawanymi na gorszej jakości papierze Futbolnews, Tylko Piłka. Przemiany rynkowe spowodowało, że zniknęło krakowskie Tempo, które chętnie było czytane również w innych regionach kraju. Przegląd Sportowy i Sport wydawane są przez tego samego wydawcę, więc część materiałów była swego czasu prawie bliźniacza. To obecnie mogą doświadczyć czytelnicy PS i działu sportowego Faktu, gdzie autorami artykułów są te same osoby. Wracając do Piłki Nożnej to od latach miała się dobrze, choć jakość artykułów systematycznie zjeżdżała w dół. W ubiegłym roku z półek saloników prasowych zniknęła Piłka Nożna Plus, która wyraźnie zmierzała ku najmłodszym czytelnikom. Według głównego redaktora Adama Godlewskiego (który wcześniej zasłynął z konfliktu z Piotrem Świerczewskim), często goszczącym w telewizji orange sport, było to jaskółką wieszczącą przełomowe zmiany w Piłce Nożnej. No i w miniony wtorek otrzymaliśmy nową Piłkę Nożną. Czy lepszą? Cena, objętość - taka sama. Format  - większy, szerszy, przypominający słynny francuski France Football. A zawartość? Cóż ... Gusta są różne i nie dyskutuje się na ich temat. Nowa odsłona miała być nie tylko połączeniem tygodnika PN i miesięcznika PN Plus, ale z tego drugiego wzięto jedynie sposób przedstawiania sylwetek gwiazd (alfabet i wycena). Philipp Lahm nie dziwi w ogóle jako główny bohater tego "przełomowego"numeru, bowiem nie tak dawno podpisał umowę reklamową z Drutexem, który jest jednym z głównych reklamodawców PN. W ogóle przez kilkanaście stron rzuca się w oczy logo firmy, reklamy. Najprawdopodobniej niebawem będzie można przeczytać wywiad z Pirlo, reportaż o Bytovii. Większy format nie każdemu może przypaść do gustu, ale już sam papier woła o pomstę do nieba. Przez ponad dwie dekady czytelnicy mieli do czynienia z papierem kredowym, a teraz mimo kolorowych zdjęć papier o gorszej jakości niż niektóre tabloidy. Dla starszych czytelników to prawdziwy powrót do czasu ..."Świata Młodych"! Infografiki dotyczące ligowych zmagań nie na białym, tylko quasi brązowym tle jest nieczytelne. Poza tym farba drukarska po prostu brudzi dłonie czytelnika.
Nie wiem o czym myśli red. Godlewski ferując wygodny dla siebie wyrok w cotygodniowym wstępniaku, że czytelnik kupując gazetę już zaakceptował nową formułę, co więcej ona mu się podoba.  Swoją drogą we wstępie dziennikarz atakuje prezesa PZPN, że bezpodstawnie porzucił walkę o EURO 2020. Ostatnie kilkanaście godzin dopisały na twitterze puentę, bowiem Boniek bez ogródek odpisał Godlewskiemu, że pisze kłamstwa, co z chęcią podchwyciły ogólnopolskie portale robiąc tym samym reklamę Piłce Nożnej.
Każdy ma swoje oczekiwania względem swego ulubionego pisma. Piłka Nożna była dla mnie przed wielu laty czymś wyjątkowych, ale systematyczne zmiany na gorsze wyleczyły mnie z tego. O ile nowe rozdanie w Przeglądzie Sportowym, kiedy to młodzi gniewni wzięli się za ratowanie tytułu sprawdziło się, tak w Piłce Nożnej coraz bardziej można utwierdzić się w przekonaniu, że rewolucji na lepsze szybko się nie doczekamy.

Il Trattore mówi dość

Za trzy miesiące skończy 40 lat, wciąż jego nazwisko brane jest pod uwagę przy ustalaniu składu czołowej drużyny jednej z najlepszych lig na świecie. O kim mowa? Javier Zanetti - Argentyńczyk w Interze Mediolan, znany nie tylko ze swojej sportowej długowieczności, ale i znakomitej formy, gry fair. W ostatnich dniach ogłosił zakończenie kariery.
Wśród wielu rekordów, które stały się jego udziałem, nie zostanie pobity ten ligowy. Paolo Malidni, który 5 lat temu zakończył piłkarską karierę w wieku 41 lat, skompletował 647 meczów w Serie A. Potrzebował na to 24 lat, bowiem debiut zaliczył w 1985, a ostatni mecz w 2009 roku. Zanetti z kolei w Italii pojawił dekadę później niż Maldini debiutował (1995) i przez 19 lat do tej pory zagrał w lidze blisko 620 razy, więc potrzebowałby jednego pełnego sezonu by zdystansować Włocha.
Zanetti nie należy do wirtuozów, takich jakich spodziewanoby się po jego narodowości. Nie był błyskotliwy jak  Veron, Riquelme,Saviola. Po dobrych meczach w lidze argentyńskiej, a przede wszystkim w reprezentacji, ze stołecznego Banfield został wytransferowany, nie do jakiegoś czołowego zespołu w ojczyźnie, ale do Interu Mediolan, gdzie był jednym z pierwszych graczy ściągniętych przez charyzmatycznego prezesa Massimo Morattiego.  Chyba nikt, ani sam piłkarz, ani kibice, czy działacze Nerazzurich nie spodziewali się, że ten solidny piłkarz zostanie w Lombardii na blisko dwie dekady. Ze względu na swoje podejście do obowiązków, żelazne zdrowie, waleczność na boisku, postawę dżentelmena na murawie oraz poza nim Argentyńczyk dorobił się wielu przydomków. Lokomotywa (Il treno), Traktor (Il trattore) czy po prostu Kapitan (Il Capitano), bowiem cechy Zanettiego zostały szybko zauważone i został na lata kapitanem i symbolem Interu. Mediolańczy w erze Javiera dość długo musieli czekać na sukcesy, ale to nie znaczy, że półka z nagrodami w domu państwa Zanettich jest pusta. 5 mistrzostw, 4 puchary i 4 superpuchary Włoch, wygrana Liga Mistrzów, PUEFA, Klubowe MŚ mówią same za siebie. Może trochę niedosytu pozostawia gra w reprezentacji, w której jest oczywiście rekordzistą pod względem występów. W ogóle historia występów,sukcesów drużynowych czy nawet indywidualnych Zanettiego to temat na grubą książkę.
Jeśli chodzi o długowieczność to próżno szukać obcokrajowca, który spędziłby tyle czasu w jednym klubie, którego nie jest wychowankiem.

Puchar dla Zawiszy

Pierwsze rozstrzygnięcie sezonu 2013/14 już znamy - zdobywcą Pucharu Polski został bydgoski Zawisza. Mecz finałowy rozegrany został na stołecznym Stadionie Narodowym, co ma się stać coroczną tradycją, tak jak data meczu przypadająca na drugi dzień maja. Papierowym faworytem wydawał się beniaminek z Bydgoszczy, który sezon kończy w górnej połówce tabeli, natomiast drugi finalista, Zagłębie Lubin jest na pozycji spadkowej i jeszcze długo w obozie Miedziowych będą drżeć o utrzymanie miejsca w T-Mobile Ekstraklasie. W obu zespołach zabrakło kilku kluczowych zawodników (kontuzje, kartki), choć lista nieobecnych w Zawiszy zawierała o wiele więcej kluczowych nazwisk. Michał Masłowski, Herold Goulon, Bernard Vasconcelos to podstawowi do niedawna zawodnicy Zetki, ba - strzelili 1/3 dorobku bramkowego -15 z 43 uzyskanych do tej pory bramek. Jeśli wziąć pod uwagę wyniki w lidze (2:0, 1:3) to lepszy bilans mają bydgoszczanie, natomiast w Zagłębiu odnoszono się do historii. Po pierwsze do trzech razy sztuka - piłkarze sponsorowani przez KGHM w przeszłości już dwukrotnie grali w finale PP i tyleż razy przegrali z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski (2005 - 0:2, 1:0) i Wisłą Płock (2006 -2:3, 1:3), gdzie o triumfie decydowały jeszcze dwumecze. Po drugie Warszawa - ostatni wielki sukces Zagłębie odniosło w 2007 roku, czyli mistrzostwo Polski, które przypieczętowane zostało w stolicy przy Łazienkowskiej, gdzie zespół prowadzony przez Czesława Michniewicza pokonał Legię 2:1. Teraz magia miasta nie pomogła lubinianom. Mecz prowadzony był w żywym tempie, choć koneserzy mogli przyczepić się do wielu spraw. Częściej atakował Zawisza, ale to lubinianie za sprawą Davida Abwo powinni rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Niestety, Orestowi Lenczykowi nie dane było schować pod pazuchą swojego gracza w przypływie radości po strzelonym golu. Po bezbramkowej dwugodzinnej grze przyszła pora na rzuty karne, w których najpierw pomylił się Sebastian Dudek dając fory Zagłębiu. Ale jak się okazało była to jedyna pomyłka ze strony Zawiszy. Wojnę nerwów z Wojciechem Kaczmarkiem najpierw przegrał Cotra, a później najmłodszy na boisku Boniecki. Po celnym strzale Igora Lewczuka bydgoszczanie mogli przyjmować zasłużone gratulacje.
 Przed samym meczem więcej mówiło się o trybunach niż o tym co będzie się działo na murawie. Wiadomo, że od miesięcy trwa konflikt kibiców Zawiszy z właścicielem klubu Radosławem Osuchem. Do bojkotu przyłączali się w ligowych meczach fani innych zespołów omijając szerokim lukiem stadion im. Krzyszkowiaka. Finałowy pojedynek w ramach kibicowskiej (słowo kibolskiej inaczej rozumiem niż dziennikarze) solidarności zbojkotowali również sympatycy w szalikach Zagłębia Lubin. Frekwencję uratowały działania PZPN, który dzięki dystrybucji biletów wśród dzieci i młodzieży szkolnej zapewnił solidną frekwencję powyżej 37 tysięcy widzów. Atmosferę wielkiego widowiska przed i po meczu zapewniły organizacyjne sprawdzone tricki podpatrzone na wielkich imprezach, ale w trakcie samego meczu atmosfery na trybunach nie było. Sporadyczny doping, zabawy do których nie potrafił wszystkich sektorów zachęcić spiker - tak zapewne nie wyglądałby finał, który zaszczyciliby najzagorzalsi kibice obu zespołów.
Ciekawostką jest fakt, że przegrany finału w całej edycji nie stracił ŻADNEJ bramki! Dwukrotnie musiał rywalizację rozstrzygać w rzutach karnych - o ile na początku pucharowej przygody Zagłębie okazało się lepsze od Piasta Gliwice, to w Warszawie już nie powiodło się. Srebrny medal na szyi mógł zawiesić były piłkarz Górnika Wałbrzych Wiesław Stańko, będący kierownikiem drużyny. Na podobny medal zapracował również Paweł Oleksy. Defensor wystąpił w Jaworznie w jesiennym meczu z GKS Tychy (1:0), a wiosną musiał zmienić Lubin na Arkę Gdynia, gdzie prześladuje go niesamowity pech, bowiem kontuzja najprawdopodobniej wyeliminowała go do końca obecnego sezonu. Co ciekawe ostatni mecz w barwach żółto-niebieskich rozegrał w PP przeciwko ... Zagłębiu (0:3), gdzie zresztą doznał kontuzji.
 Od 1992 Dolny Śląsk czeka na triumf w Turnieju Tysiąca Drużyn, jak kiedyś nazywano rozgrywki Pucharu Polski. Wtedy nieoczekiwanie w Warszawie Miedź Legnica ograła po karnych Górnika Zabrze. Wcześniej, w 1987 roku wrocławski Śląsk, również po karnych, okazał się lepszy od GKS Katowice w Opolu. Trzeci finał z udziałem dolnośląskiej drużyny, w którym przyszło strzelać z 11 metrów w decydującej fazie zakończył się porażką. 17 lat temu członkiem zwycięskiej ekipy byli m.in. byli gracze wałbrzyskich zespołów Janusz Góra (Górnik), Kazimierz Mikołajewicz (Zagłębie), ale również Waldemar Tęsiorowski i Ryszard Tarasiewicz, którzy obecnie prowadzą w duecie bydgoskiego Zawiszę.
Bydgoski Zawisza osiągnął swój największy sukces w historii klubu i miasta. 10 lat temu klub był beniaminkiem ... IV ligi, skąd wyrwał się w 2008 (po barażach z LZS Leśnica 2:0, 1:0) awansując do nowej drugiej ligi. Tam spędził 3 sezony, w ostatnim awansowym 2010/11 rywalizując już z Górnikiem Wałbrzych (3:1 w Bydgoszczy, 0:0 w Wałbrzychu - na zdjęciu w walce z Marcinem Morawskim Jakub Wójcicki triumfator PP AD 2014). Potem była dwuletnia gra w 1.lidze, a od lata ubiegłego roku rywalizacja na najwyższym szczeblu rozgrywek. Przed włodarzami Zawiszy teraz czeka ogromne zadanie - wzmocnienie kadry przed zbliżającą się przygodą w europejskich pucharach. Sam trener Tarasiewicz, kuszony przez francuski US Valenciennes, przyznał trzeźwo, że z obecnym składem nie ma co szukać w międzynarodowej rywalizacji. Do tego dochodzą nierozwiązane problemy z kibicami Zawiszy. Na finale kilkanaście tysięcy dopingowało Zetkę, radowało się po końcowym triumfie, ale dla większości z nich był to jeden z nielicznych wypadów na piłkarski mecz i zapewne zabraknie ich już na najbliższym ligowym meczu.

Kuszczak przed szansą powrotu do Premier League

Druga liga angielska zwana jest jako Football League Championship i często mylona jest, przez swoją oryginalną nazwą, z ekstraklasą (Premiere League). W tej klasie rywalizują aż 24 drużyny, z których bezpośredni awans zdobywają dwie najlepsze drużyny, 4 następne rywalizują w barażach o jedno premiowane miejsce. Spadają trzy ostatnie zespoły. W najwyższej klasie rozgrywkowej polscy piłkarze to bramkarze, ten stan zmieni się po wakacyjnej przerwie, bowiem z Leicester awans zdobył Marcin Wasilewski. Polską kolonię ma szansę poszerzyć Tomasz Kuszczak.  Wychowanek wrocławskiego Śląska gra w Wielkiej Brytanii od 2004 roku - po udanym debiucie w West Bromwich trafił do Manchesteru United, gdzie co prawda podreperował konto bankowe, wpisał co CV kilka tytułów ze zwycięstwem Ligi Mistrzów na czele, ale w przeciągu ponad 5 lat skompletował ledwie 26 występów ligowych. Od 2 lat broni barw Brighton&Hove Albion, które w najwyższej klasie rozgrywkowej spędziło 4 sezony na przełomie lat 70 i 80-tych ubiegłego stulecia. Popularne Mewy w tym roku mają szansę powtórzyć sukces sprzed 35 lat i awansować do angielskiej ekstraklasy. W tym sezonie Kuszczak wystąpił w 41 meczach zachowując w 17 czyste konto. W ostatniej kolejce, która zadecydowała o awansie do fazy barażowej Kuszczak miał okazję spotkać się z innym rodakiem Radosławem Majewski z Nottingham Forrest.  Gospodarze, wśród których od pierwszego gwizdka wystąpił Majewski objęli prowadzenie 1:0, natomiast Brighton wyrównał dopiero po przerwie. W doliczonym czasie gry Leonardo Ulloa zdobywa zwycięską bramkę wprawiając w ekstazę ekipę gości. W międzyczasie fetę z okazji awansu do baraży szykowano w Reading, które w przypadku braku zwycięstwa Brighton walczyłoby o awans. Gol argentyńskiego napastnika sprawił, że marzenia ekipy z Madejski Stadium o powrocie do Premier League muszą poczekać co najmniej rok.
Tomasz Kuszczak ma na Wyspach uznaną renomę i wielce prawdopodobne, że jesienią znów zagra na boiskach najwyżej klasy rozgrywkowej. Jeśli nie uda mu się awansować z Brighton&Hove Albion FC to na pewno może liczyć na zainteresowanie innych klubów. Czy należy do czołowych zawodników całej ligi? To zależy od źródła opinii. Fourfourtwo, czyli po polsku 4 4 2 - oznaczający jedno z piłkarskich ustawień taktycznych, stało tytułem jednego z najbardziej popularnych magazynów futbolowych na świecie. Od 4 lat tytuł ten trafił do Polski. Tematyka jest dostosowana do warunków krajowych, a oryginalny, brytyjski magazyn tymczasem w numerze majowym sporo miejscu poświęcił piłkarzom zaplecza Premier League. Wśród subiektywnie wybranej 50 najlepszych zawodników Championship próżno szukać nazwisk wspomnianych wcześniej Kuszczaka, Wasilewskiego, Majewskiego czy też innych polskich graczy - Tomasza Cywki (Barnsley), Parzyszka (Charlton Athletic). Najwyżej sklasyfikowanym bramkarzem jest Duńczyk Kaspar Schmeichel (Leicester City), a czołowa piątka ligi wg Fourfourtwo to:
5. Will Hughes (pomocnik, Derby County)
4. Danny Drinkwater (pomocnik, Leicester City)
3. Andy Reid (pomocnik, Nottingham Forrest)
2. Ross McCormack (napastnik, Leeds United)
1. Danny Ings (napastnik, Burnley).
Póki co są to dla "kontynentalnych fanów" anonimowi w większości gracze, ale kto wie czy za kilka miesięcy nie będzie o nich głośno.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Artur Krysiak
Ciekawostką z kolei jest inne zestawienie przygotowane przez brytyjskich dziennikarzy. Wśród wymienionych graczy niższych szczebli rozgrywek znalazło się nazwisko Polaka. Artur Krysiak nie jest szeroko kojarzony w Polsce. Ten 25-letni bramkarz jest wychowankiem UKS SMS Łódź, w 2006 roku jako siedemnastolatek trafił do Birmingham City, gdzie po zaledwie kilkugodzinnych testach zaproponowano mu trzyletnią umowę. Bardzo pozytywną opinię o Krysiaku wystawił odpowiadający za bramkarzy Nigel Spink, który swego czasu z Aston Villa sięgnął po Puchar Mistrzów. Po roku treningów w Birmingham przyszło wypożyczenie do szkockiej Gretny, gdzie w 2008 zalicza 4 mecze dzięki karnej absencji podstawowego bramkarza. Później był wypożyczany do York City (na miesiąc, gdzie po udanym debiucie złamał palec), Swansea City (na 3 miesiące, po debiucie 3-0 z Southampton trafił do Jedenastki Tygodnia zaplecza ekstraklasy), szkockiego Motherwell ( 1 występ w szkockiej ekstraklasie) oraz Burton Albion. Od lata 2010 po wygaśnięciu umowy z Birmingham gra w Exeter City, z którym spadł z League One (trzeci poziom rozgrywek), a obecnie w drugim sezonie gry w czwartej lidze (League Two) na dwie kolejki przed końcem zajmuje 16.miejsce. Ciekawostką, zresztą szeroko przypomnianą również w majowym numerze brytyjskiego Fourfourtwo, jest fakt, że pierwszy międzynarodowy mecz reprezentacja Brazylia rozegrała właśnie z Exeter City (w 1914).
Co sprawiło, że Krysiak został zauważony? Przede wszystkim za brawurowe, skuteczne interwencje ratujące często jego zespół. Poza tym po ubiegłym sezonie zgarnął aż 4 nagrody podczas podsumowującej gali. Ma bardzo dobrą opinie w swoim klubie, mówi się o ofertach z wyższych lig. Czas pokaże czy Krysiak trafi do lepszego klubu czy też wzorem Bartosza Białkowskiego zasiedzi na futbolowej prowincji.

Bytomski Olimp nie dla Górnika

Piąty wyjazdowy mecz Górnika Wałbrzych w 2014 roku przyniósł porażkę nr 5. Polonia Bytom, która 3 sezony temu występowała jeszcze w ekstraklasie wiosnę również ma nieciekawą. Zarząd pożegnał trenera Grzegorza Kurdziela, a misję ratowania drugiej ligi powierzył Piotrowi Mrozikowi. Debiutant zmobilizował swoich podopiecznych, którzy sięgnęli po upragniony komplet punktów. Wałbrzyszanie z kolei wracali z Bytomia w niezbyt szczęśliwych nastrojach. Maciej Jaworski próbuje zmieniać ustawienie zespołu, szuka nowych rozwiązań, ale szczęście, niestety, nie uśmiecha się do niego. W Głogowie dobry mecz z liderem i sekundy dzieliły od zasłużonego pierwszego wyjazdowego punktu. Przed meczem z Polonią wiadomo było, że nie zagra wykartkowany Sławomir Orzech. Urazy leczyli Grzegorz Michalak i Daniel Zinke, którzy ostatecznie mecz rozpoczęli na ławce rezerwowych. Zestawienie defensywy musiało zaskoczyć obserwatorów poczynań biało-niebieskich. W środku partnerem Marka Wojtarowicza został Dariusz Michalak, który większych błędów nie popełnił. Na prawej stronie zastąpił go Dominik Radziemski, dla którego był to pierwszy ligowy występ nie tylko w tym kalendarzowym roku, ale od końca października 2013! W środku musieli zagrać młodzieżowcy, więc pojawił się Wojciech Szuba obok Michała Bartkowiaka. W ataku wrócił do podstawowej jedenastki Marcin Folc, który w swoim stylu uprzykrzał życie w pojedynkach powietrznych defensorom przeciwnika.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Dominik Radziemski nie radził sobie
z Kamilem Białkowskim.
 W pierwszej odsłonie ŻADNA z drużyn nie oddała celnego strzału w światło bramki rywala. Oczywiście nie licząc karnego. Strzał Słowaka Barćika odbił się od ręki Marka Wojtarowicza co dało podstawę do podyktowania jedenastki. W tym roku panuje tendencja gwizdania takich zagrań, choć po prawdzie wałbrzyski obrońca nie miał zamiaru zagrać piłki, nie poszerzył obrysu swego ciała itd. W drugiej odsłonie po strzale Wojciecha Szuby identyczna sytuacja dała karnego gościom i tym samym nie było pomeczowej dyskusji o zasadności dyktowania podobnych jedenastek. Celny strzał Marcina Folca to nie tylko przełamanie się wałbrzyskiego napastnika (pierwszy gol od październikowego meczu w Częstochowie), ale przełamanie passy bez zdobytej bramki, bowiem Górnik czekał na tego gola 454 minuty! Górnik w Bytomiu zagrał dobry mecz, potrafił zdominować przeciwnika, narzucić swój styl gry, ale wciąż bolączką jest stwarzanie bramkowych sytuacji. Najczęstszym rozwiązaniem były akcje Michała Bartkowiaka, który z lewej strony zbiegał z piłką do środka, gdzie prawą nogą próbował zaskoczyć Mateusza Mikę z dystansu. Niedzielne ustawienie zespołu spowodowało, że w ogóle nie funkcjonowała w ofensywie prawa strona Górnika. Po Radziemskim widoczny aż nadto było brak rytmu meczowego. Kamil Białkowski, operujący na lewej stronie Polonii, za często ogrywał Dominika, zresztą z tego sektora nastąpiło podanie, po którym Dawid Cempa strzelił zwycięskiego gola. Inną sprawą jest zaspanie Mateusza Sawickiego, któremu Cempa uciekł i z 4 metrów mógł zapytać Damiana Jaroszewskiego, w który róg mu posłać piłkę.
Wojciech Szuba jak to on, wciąż bezradny w drugiej lidze, choć paradoksalnie w Bytomiu był najbliżej strzelenia swojej premierowej bramki. Niestety, ten szczebel rozgrywek to za wysoki poziom dla niego. Szuba nie wspomagał Radziemskiego na prawej stronie, sam nie jest typowym skrzydłowym i często z przyzwyczajenia schodził do środka pola.
Zmiany poczynione przez Jaworskiego niewiele zmieniły: trudno oczekiwać, żeby debiutant Sebastian Surmaj miał odwrócić losy meczu, z Adriana Moszyka pożytek może być jedynie w przypadku stałych fragmentów gry, a Daniel Zinke miał za mało czasu by coś ugrać. Adek nie jest typem walczaka, tak jak choćby walczący niczym pitbul  Michał Oświęcimka, ani zaawansowany technicznie jak Tomasz Wepa, który wślizgiem, sprytem potrafi odebrać piłkę. Irytuje próbami wymuszenia rzutu wolnego co często, również na murawie bytomskiego stadionu, nie odnosi efektu tak jakby przyjął, przytrzymał piłkę i rozegrał z partnerami. Zinke z kolei notuje najgorszy sezon w swojej wałbrzyskiej przygodzie i nie chodzi o liczbę strzelonych bramek. Brakuje dobrych podań do niego wykorzystujących jego największy atut, czyli szybkość i dynamikę. Ani Rytko, ani Szuba tego nie potrafią.
Katowicki Sport wybrał piłkarzem meczu weterana Słowaka Miroslava Barćika - czy słusznie? Szczerze to groźniejszy był wspomniany wyżej Białkowski, największy wiosenny dżoker Cempa, który w czwartym meczu w roli zmiennika trafia do siatki rywala. Katowiccy dziennikarze piszą o zasłużonym zwycięstwie Polonii, a słowa Macieja Jaworskiego o niezasłużonej porażce potraktowali jako nieporozumienie. Wałbrzyski szkoleniowiec na łamach Sportu stwierdził, że do utrzymania potrzeba Górnikowi 7 punktów, co dało by 51 na mecie. Wśród drużyn z dolnej części ligowej tabeli panuje przekonanie, że ligowy byt może dać nawet 48-49 punktów. Do zakończenia sezonu zostało 6 niezwykle ważnych, niezwykle trudnych meczów. Dla wałbrzyszan margines błędu zmniejsza się do minimum. Niby 18 punktów do ugrania, ale w Zielonej Górze, Kaliszu i Jarocinie powoli powinni oswajać się z jesienną grą w trzeciej lidze. Górnik ma 5 punktów nad czerwoną strefą, a wśród najbliższych przeciwników aż czterech jest na pozycji spadkowej, a jeden na jego styku. Oto plan gier Górnika o ligowy byt:
Wałbrzych - MKS Kluczbork - dziś 11.miejsce, ale 2 punkty straty do ósmej lokaty. MKS ma jednak przed sobą spotkania z walczącymi o awans Zagłębiem i Bytovią. Sezon kończy derbowym pojedynkiem z nieobliczalnym Ruchem;
Zielona Góra - UKP - zielonogórzanie wiosnę rozpoczęli tak jak Górnik - od zwycięstwa, a potem nie licząc walkoweru z Polkowicami, zanotowali dwa remisy.Zespół najskuteczniejszego snajpera ligi Wojciecha Okińczyca zapewne będzie godnie chciał się pożegnać z ligą, więc nie ułatwi wałbrzyszanom zadania;
Wałbrzych - Raków - kolejny, po spotkaniu z Kluczborkiem, mecz o 6 punktów. Dziś piłkarze Jerzego Brzęczka są na ostatnim bezpiecznym miejscu ze stratą 5 punktów do Górnika. Częstochowian czekają ciężkie boje z Bytovią, Zagłębuiem, Wartą czy Błękitnymi;
Ostrów Wielkopolski - Ostrovia 1909 - beniaminek z taką samą ilością zwycięstw co Górnik, obecnie na 12.miejscu ze stratą jednak tylko 3 punktów do ósmego Rakowa. U siebie oprócz wałbrzyszan Ostrovia rozgrywać będzie derby z Wartą i Jarotą oraz wyjazdy do Opola, Stargardu i Sosnowca.
Wałbrzych - Odra Opole - bodaj największe rozczarowanie po zimowych wzmocnieniach Oderka miała zapewnić sobie szybko ligowy byt, a tymczasem 13.miejsce i 4 punkty obecnie straty do 8.miejsca. Podopieczni Petra Nemca będą grać z bezpośrednimi rywalami  do utrzymania (Gryf, Błękitni, Ostrovia). Mecz będzie pożegnaniem Stadionu 1000-lecia z drugą ligą grupą zachodnią. Miejmy nadzieję, że mecz, na który zapewne przyjedzie spora grupa opolskich kibiców, będzie okazja do świętowania utrzymania.
Poznań - Warta - zespół Rasiaka ma 2 punkty więcej niż Górnik, ale podobnie jak wałbrzyszanie mogą zapomnieć o awansie.Poznaniacy do końca sezonu grać będą z drużynami walczącymi o utrzymanie, więc być może to oni będą tymi co rozdawać będą karty na finiszu tego sezonu.
Porażka w Bytomiu 1:2 przy jesiennym 1:0 przy Ratuszowej oznacza, że Górnik ma lepszy bilans bezpośrednich pojedynków z Polonią co również może mieć znaczenie na mecie sezonu.

Kapitan nie żyje

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Legendarny kapitan wałbrzyskiego Thoreza Jan Cieszowic nie żyje. Przez lata w składach Zagłębia, opracowaniach funkcjonował jako Cieszowiec. Ostatnie, niestety, smutne wiadomości mówią o Ciszowcu...  Przed przybyciem pod Chełmiec reprezentował barwy m.in. Piasta Gliwice. W zielono-czarnych barwach najpierw w Thorezie, potem w Zagłębiu grał w drugiej i pierwszej lidze. W najwyższej klasie rozgrywkowej zagrał 139 meczów, w których dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Niezbyt wysoki grał na pozycji stopera, ale dzięki znakomitej skoczności, boiskowemu sprytowi, a przede wszystkim wyszkoleniu technicznemu zawdzięczał renomę jednego z najlepszych obrońców. Na pewno w przypadku wyboru najlepszej jedenastki w historii Zagłębia, ba - miasta Wałbrzycha Cieszowi(e)c na pewno miałby pewne w niej miejsce.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
   W latach 1957-58 Cieszowi(e)c bronił barw gliwickiego Piasta. Przez kolejne dwa lata grał we wrocławskim Śląsku. Z Zagłębiem wywalczył upragniony awans do ekstraklasy, gdzie przez lata był czołowym zawodnikiem Thoreza. W sezonie 1968/69 zagrał w 25 z 26 meczów ligowych strzelając jednego gola (przeciwko Zagłębiu Sosnowiec w Wałbrzychu -2:4), opuścił tylko jeden mecz z Pogonią Szczecin. W sezonie 1969/70 opuścił z powodu kontuzji 4 mecze (22 na 26). W majowym spotkaniu z Legią opuścił boisko już po pół godzinie gry, w kolejnych 3 spotkaniach przechodził rehabilitację, a jak wrócił na mecz z Polonią w Bytomiu (1:0) to z powodu urazu musiał zostać w przerwie w szatni opuszczając kolejne spotkanie. W historycznym, bo najlepszym sezonie 1970/71 opuścił tylko jedno spotkanie - pozbawieni swej opoki Thoreziacy przegrali w Chorzowie z Ruchem aż 0:4. W sezonie 1971/72 z powodu dwóch kontuzji opuścił 3 spotkania (23 mecze), ale za to strzelił swoją drugą i ostatnią bramkę w ekstraklasie - w listopadzie 1971 jego celny strzał zadecydował o zwycięstwie nad Legią 1:0. W sezonie 1972/73 Cieszowi(e)c opuścił dwa mecze, ale najbardziej prestiżowe - w Chorzowie z Ruchem (1:3) i Warszawie z Legią (0:3). W ostatnim pierwszoligowym sezonie Zagłębia 1973/74 zagrał 20 razy. Po kontuzji odniesionej w Poznaniu w meczu z Lechem w 24.kolejce (liga już liczyła 16 drużyn) do końca sezonu nie pojawił się na boisku.
Oprócz pierwszoligowych spotkań trzeba pamiętać o Jego udanych meczach w Pucharze UEFA, a także dziesiątek innych w Pucharze Polski, niższych ligach. Niezwykle skoczny, dżentelmen na boisku i poza nim. Po prostu LEGENDA...

Łasicki coraz bliżej gry w Serie A

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Igor Łasicki pokazał się udanie w młodzieżowej Lidze Mistrzów - UEFA Youth League, gdzie wpisał się do historii jako pierwszy polski uczestnik tych rozgrywek i pierwszy Polak, który strzelił bramkę. We Włoszech Igor grał w młodzieżowych rozgrywkach Primavera, gdzie w sezonie 2013/14 SSC Napoli w grupie C zajęło dopiero szóste miejsce, daleko, bo aż 28 punktów za Lazio Rzym, 25 za Fiorentiną, 18 za Romą. Czwarte było Palermo, a piąta Catania. Obecnie zakończyła się faza play-off, która jest przepustką do ćwierćfinałów, do których wcześniej weszły po dwa najlepsze zespoły z trzech grup. W fazie play-off rywalizowało 8 zespołów, a tam najlepiej spisały się ekipy z grupy C - Palermo ograło Udine, a Roma Inter. Choć sezon ligowy zakończył się niezbyt dobrze dla Łasickiego, to on sam nie ma powodów do narzekań.
Na 26 spotkań opuścił zaledwie dwa, w pozostałych wybiegał w podstawowym składzie.  Cały szczegółowy bilans Igora można znaleźć na stronietransfermarkt. Przed ostatnią kolejką spotkań polski "il defensore" został powołany przez hiszpańskiego szkoleniowca Napoli Rafaela Beniteza do kadry przygotowującej się do spotkania w Genui z Sampdorią! Podobny zaszczyt spotkał jeszcze innego gracza z młodzieżowej ekipy SSCN Antonio Romano. Łasicki założył koszulkę z nr 95, a po przeciwnej stronie barykady, również na ławce usiedli rodacy Paweł Wszołek i Bartosz Salamon. Ten pierwszy pojawił się na boisku i zdobył swego premierowego gola w tym sezonie. Bramka ta była ostatnią w meczu, który goście wygrali 5:2. Jednak sygnał od szkoleniowca trzeciej drużyny Serie A jest wyraźny - Polak jest w orbicie zainteresowań, postępy zostały zauważone i być może po letnich przygotowaniach częściej będzie zapraszany do ekipy Hamśika, Callejona, Zapaty, Reiny i spółki.

Kluczborski dzwon

Dramat wałbrzyszan według napisanego przez nich samych czarnego scenariusza trwa. Górnik po raz kolejny przegrał i to z zespołem, który walczy o utrzymanie. MKS Kluczbork walczy o utrzymanie, w tej chwili jest dziewiąty, ale na 5 spotkań przed końcem sezonu ma zaledwie 4 punkty mniej od wałbrzyszan oraz handicap w postaci lepszego bilansu bezpośrednich spotkań. Mając w pamięci historię wałbrzyskich meczy między obiema drużynami, w których komplet zwycięstw odnieśli gospodarze, nadziei na dobry wynik nie mógł zmącić szybki gol MKS. W ubiegłym sezonie Górnik stracił również bramkę na początku meczu, ale za sprawą Daniela Zinke i Marcina Morawskiego odwrócił losy meczu mimo gry w dziesięciu po wykluczeniu Tomasza Wepy. Teraz też Wepa zobaczył kartkę, tyle, że żółtą, Zinke również błysnął - tyle że asystą a nie bramką, ale zabrakło takiego kogoś jak Morawski, który potrafił celnym uderzeniem z dystansu rozstrzygnąć mecz. Górnik w ofensywie zaprezentował się wiosną bodaj najlepiej w tej rundzie. Marcin Folc przełamał się, w końcu był tam gdzie trzeba i na swoim koncie ma osiem bramek. Nikt przed nim tylu goli w drugoligowym sezonie w barwach Górnika nie strzelił. Nadzieją na utrzymanie są dalsze bramki Marcina, który musi podtrzymać skuteczną passę, a najlepiej już w najbliższym meczu z UKP w Zielonej Górze skopiować jesienny wyczyn ze spotkania z tą drużyną. Oprócz goli Folca były w końcu strzały na bramkę, słupki, szanse poszczególnych graczy - ale to wszystko zostało zniwelowane przez katastrofalną grę w defensywie. Goście bezlitośnie wykorzystali indywidualne błędy i wywieźli trzy punkty wraz z pięcioma bramkami po stronie zysków. Ostatni raz MKS Kluczbork zdobył 5 bramek na wyjeździe w premierowym sezonie nowej drugiej ligi (2008/09), kiedy to wygrali rywalizację w grupie zachodniej i awansowali na zaplecze ekstraklasy. Ale wtedy zespół miał w składzie Waldemara Sobotę. Górnik z kolei ostatni raz trzy gole do przerwy w domowym ligowym pojedynku stracił w sezonie 1999/2000 kiedy przy Ratuszowej biało-niebieskich wypunktował w "starej" trzeciej lidze późniejszy mistrz tego szczebla Górnik Polkowice. Jeszcze dalej trzeba sięgnąć w historię Górnika, by znaleźć zespół gości, który strzelił 5 goli w Wałbrzychu - jesień 1992 na Nowym Mieście Szombierki Bytom ograli juniorów Górnika, którzy wystąpili wówczas w drugiej lidze aż 9:1 (5:1).
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Los Górnika zależy jeszcze od nich samych, ale
być może będą musieli coraz częściej spoglądać
na wyniki rywali.
[foto:Dariusz Gdesz]
 Takiego wyniku z MKS nikt się nie spodziewał, również w obozie kluczborskim. Jeszcze po przerwie łudzono się na zryw Górnika, taki jaki był choćby udziałem Błękitnych Stargard Szczeciński, który w sobotę do przerwy przegrywał 0:3 z UKP, a wyciągnął na 3:3. Niestety, zamiast strzelania bramek wałbrzyszanie je tracili. Prawdziwym desperackim krokiem było wpuszczenie na końcówkę duetu Radziemski - Szuba, którzy zawiedli w Bytomiu, a mieli teraz skutecznie gonić wynik. Efekt był odwrotny, bowiem Szuba ma na sumieniu ostatni gol dla gości.
Trener Maciej Jaworski nie jest w komfortowej sytuacji. Zimą studził awansowe zapędy co niektórych hurra optymistów, potem tłumaczył się z gry, wyników, a teraz pozostało mu tylko przeprosić za ostatni występ. Zdania o tym, że zespół jest zmobilizowany, wie co ma grać, a na boisku wychodzi co innego wszyscy doskonale pamiętają. Do finiszu sezonu pozostało coraz mniej czasu, presja będzie rosła, margines porażek zmniejszył się praktycznie do minimum. Niepowodzenie w najbliższym spotkaniu w Zielonej Górze może być pierwszym gwoździem do trumny, czyli spadku. UKP w praktyce już spadł, bowiem nawet komplet zwycięstw nie da utrzymania. A że jest to zespół nieobliczalny świadczy nie tylko remis w Głogowie, ale i ostatni mecz w Stargardzie. Wojciech Okińczyc jesienią nie strzelił karnego, ale wciąż jest najlepszym snajperem ligi, skutecznie wykonuje wolne. Czy grający pod presją wałbrzyszanie przełamią się i w końcu zapunktują na wyjeździe? Będzie o tyle trudniej, bowiem czwartą ligową kartkę zobaczył Michał Bartkowiak, więc musi pauzować. A wśród młodzieżowców nie mamy bogatego jakościowo wyboru. Remis, a więc punkcik może nie starczyć, najlepiej by było, gdyby Górnicy sięgnęli po komplet punktów.

Rok Jawora

Dokładnie rok trwała kadencja Macieja Jaworskiego w roli szkoleniowca pierwszego zespołu. O nie najlepszym jubileuszu przypomniało Słowo Sportowe, na łamach którego jubilat powiedział: Po tym roku pracy mam mieszane uczucia. W zeszłym sezonie udało się utrzymać Górnika. Potem mieliśmy bardzo dobrą rundę jesienną, a teraz spisujemy się słabo. Powiem szczerze, że ja ciągle się uczę tej drugiej ligi. Mimo, że mamy teraz gorsze chwile, to jestem przekonany, że się utrzymamy. Niestety, życie dopisało czarny scenariusz dla Jaworskiego. W chwili, gdy te słowa czytelnicy czytali w klubie zapadały decyzje co do przyszłości zespołu bez udziału dotychczasowego szkoleniowca. DJ-em listy przebojów na giełdzie trenerskiej był niezawodny redaktor Bogdan Skiba. Prześcigał się w propozycjach: od dokooptowania Roberta Bubnowicza poprzez Wiesława Walczaka, który trenował ostatnio Szczawno Zdrój, Rafała Ulatowskiego, który co prawda trenował ekstraklasowe zespoły, ale trudno przypomnieć sobie wymierny sukces, aż po fantastyczne wręcz kandydatury Piotra Włodarczyka czy Adama Matyska. Obaj najbardziej znani wychowankowie wałbrzyskich klubów ostatnich dekad po pierwsze nie mają uprawnień PZPN, a poza tym Matysek ma o wiele lepiej płatną pracę w Norymbergi, z którą spadł z Bundesligi.
Wybór padł na Andrzeja Polaka, związanego z Opolszczyzną. W sezonie 2010/11 prowadząc Ruch Zdzieszowice dwukrotnie ograł wałbrzyszan w lidze (2:1, 1:0), a w następnym po domowym remisie 1:1 wygrał przy Ratuszowej 2:0. Jedno jest więc pewne - jest trenerem, który wie jak wygrać na murawie Stadionu 1000-lecia. Największym sukcesem Polaka jest wygranie historycznego, pierwszego sezonu drugiej ligi grupy zachodniej 2008/09. Prowadzony przez niego, dobrze od ostatniej soboty zapamiętany w Wałbrzychu, MKS Kluczbork okazał się najlepszy w stawce, gdzie była Pogoń Szczecin, Zawisza Bydgoszcz, GKS Tychy czy Gawin/Ślęza Wrocław.Wśród podopiecznych byli m.in. Waldemar Sobota (dziś reprezentacja Polski, FC Brugge) czy Patryk Tuszyński (Lechia Gdańsk). Na zapleczu ekstraklasy kluczborskich futbolistów poprowadził już Grzegorz Kowalski. Po drugoligowym sezonie Polakowi skończył się kontrakt i nie doszedł do porozumienia z działaczami. Wrozmowie z Nową Trybuną Opolską nie kryje żalu do władz MKS, gdzie miał pierwotnie ratować zespół, a wywalczył awans.
Póki co przed nowym trenerem pracowite dni - musi poznać zespół, ustawić ich po swojemu, choć rewolucji póki co nie można się spodziewać. Klub chce się związać z Polakiem na dłużej, wyniki dotychczasowej pracy mogą napawać optymizmem. Nie jest "skażony" dolnośląskim środowiskiem, jest człowiekiem z zewnątrz, a pamiętając grę wałbrzyskiego Górnika pod wodzą trenerów spoza Wałbrzycha (Jabłoński czy wspomniany wcześniej Kowalski) zawsze odbiło się to z korzyścią dla zespołu.
Wracając do Macieja Jaworskiego to należą mu się podziękowania za rok rzetelnej pracy. I to nie kurtuazyjne, grzecznościowe podziękowanie.
Powyższa tabela przedstawia bilans Górnika "ery Jawora". W tych 16 zwycięstwach są aż trzy walkowery (Lech Rypin, MKS Oława, KS Polkowice). Dwa pierwsze pomogły w utrzymaniu zespołu, bowiem wiosną'13 Górnik u siebie przegrał 3 mecze, a na wyjeździe do 2 remisów dorzucił victorię w Głogowie. Czy to dobry bilans? Sprawa dyskusyjna, obecnie w świetle zagrożenia spadkiem, opadnięcia nieuzasadnionych nadziei awansowych wydaje się, że rezultaty są średnie, można było sięgnąć po więcej w kilku przypadkach, ale za to jesienią sprzyjało wałbrzyszanom szczęście. Jego wyraźnie brakuje wiosną tego roku. Maciej Jaworski zastąpił Roberta Bubnowicza i zapewne wielu będzie porównywać dokonania obu byłych defensorów Górnika Wałbrzych. Buba najpierw spadł z IV-poziomu rozgrywek, by potem zaliczyć dwa awanse i dać wiele radości w drugiej lidze oraz w Pucharze Polski. Gdy przytrafił się kryzys 12 miesięcy temu po męsku podał się do dymisji. Maciej Jaworski został wyciągnięty niczym królik z kapelusza. Brak doświadczenia w seniorskiej piłce miał być jego wadą, ale przekuł go na zaletę. Poza tym w przeciwieństwie do Roberta nie miał problemów z trenerskim wykształcenie i może się pochwalić licencją UEFA A - pozwalającą prowadzić mecze drugiej ligi. W przeciwieństwie do poprzednika nie bał się ryzykownych wydawałoby się rozwiązań personalnych. Nie bał się posadzić do tej pory nietykalnych Morawskiego, Zinke, braci Michalaków czy Wojtarowicza. Wprowadzał szerzej od Buby juniorów - Krzymińskiego, Misiaka, Migalskiego, Surmaja. Nie wspominam o Bartkowiaku, bo on już grał u Roberta, tyle, że u Jaworskiego stał się podstawowym graczem. Maciej potrafił umiejętnie poukładać zespół, ale tak krawiec kraje jak mu materii staje. Latem pożegnano symbol ostatnich lat Marcina Morawskiego, w zamian zarząd klubu pozwolił na angaż młodego Wojciecha Szuby, który w przekroju całego sezonu okazał się nieporozumieniem. Atak wzmocnił Marcin Folc. Zimą przyszedł tylko Kamil Śmiałowski, któremu nie udało się przebić do podstawowej jedenastki.  W międzyczasie odeszli Sobczyk, Zieliński, Łaski, Chajewski. Z tak skromnym składem Jaworski poradził sobie według mnie bardzo dobrze, bo przed sezonem byłem pełen obaw, a tu jesień przyniosła pozycję wicelidera. Zima to z kolei ponowne "zatrucie Borowikiem", czyli obóz w Jagniątkowie i tradycyjne wiosenne problemy, choć przesadą jest stwierdzenie, że zespół jest źle przygotowany motorycznie. Wiosną kilka razy brakowało szczęścia (Bytów, Głogów, Bytom), w wielu przypadkach (patrz mecze wałbrzyskie) Górnik nie potrafił narzucić swego stylu gry, w ogóle można by się zastanawiać czy zespół ma swój wypracowany styl? Wiadomo, że wiele zależy od trenera, ale czy to jego wina, że poszczególni zawodnicy popełniają błędy takie jak choćby obrońcy w meczu z MKS, czy to Jaworski jest odpowiedzialny za rozregulowany celownik Daniela Zinke, za brak wysokich graczy (za wyjątkiem Wojtarowicza, Orzecha i Folca) przez co brakuje atutów przy stałych fragmentach gry pod obiema bramkami?
Obecnie sytuacja Górnika nie jest jeszcze tragiczna. Wszystko bowiem zależy od nich samych, póki co nie muszą oglądać się na rywali. Nowy trener, nowy impuls, czysta karta u wszystkich zawodników, może nowe ustawienie, nowe jakieś schematy - czy już w najbliższym meczu zobaczymy odmienionego Górnika?

Wałbrzyszanie sięgają po regionalne puchary

Rozegrano finał krajowego Pucharu Polski, a obecnie rozgrywane są okręgowe finały, których zwycięzcy niebawem będą walczyć o triumf w województwach. Wśród dolnośląskich triumfatorów są zespoły z wałbrzyszanami w składach.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Marcin Smoczyk i Adrian
Zieliński
W OZPN Jelenia Góra triumfowała Olimpia Kowary, która powtórzyła triumf w ubiegłego roku. W składzie nie brakuje wałbrzyszan: defensywę trudno wyobrazić sobie bez Marcina Smoczyka, ale już Adrian Zieliński, Maciej Udod czy Damian Chajewski nie grają regularnie po 90 minut. W ubiegłym roku kowarzanie po dramatycznym wyeliminowaniu Bielawianki (3:2 po golu w 90') musieli uznać wyższość rezerw Czarnych Rokitki 2:3, choć do 88 minuty prowadzili 2:1. O ile w ubiegłym sezonie blisko było awansu do trzeciej ligi (3.miejsce na mecie z trzema punktami straty), to w tym roku już głośno o promocji się nie mówi. Zespół Krzysztofa Kaplana może co prawda pochwalić się najmniejszą liczbą porażek (3 - tak jak Miedź II Legnica), ale strata do lidera na 5 kolejek przed końcem wynosi aż 11 punktów. Szansą Olimpijczyków będzie zapewne pucharowa przygoda. Spory udział mieli w niej byli gracze wałbrzyskiego Górnika. Najbardziej spektakularny występ zaliczy w ćwierćfinałowym meczu przeciwko Granicy Bogatynia (3:0), kiedy to Chajewski i Zieliński wpisali się na listę strzelców.
Już niebawem ich przeciwnikiem w półfinale, a może w finale może być Polonia/Sparta Świdnica. Sprawiedliwie trzeba przyznać, że pucharowe rozgrywki OZPN Wałbrzych w tym sezonie były niesamowicie zacięte. W ćwierćfinale Trojan Lądek Zdrój przegrywał w Nowej Rudzie z Piastem 0:3, by wyciągnąć na 2:3,a ostatecznie przegrać 3:4. LKS Bystrzyca Górna zdobył prowadzenie z AKS Strzegom na dwie minuty przed końcem, a mimo to schodził przegrany z boiska, bowiem goście w doliczonym czasie wyrównali, a w dogrywce strzelili zwycięskiego gola.Ząbkowicki Orzeł losy meczu w Jaworzynie Śląskiej odmienił w 4 minuty - od 0:1 po 3:1! W półfinale wspomniany Orzeł dzięki znakomitej końcówce wyeliminował AKS 5:3, a Polonia/Sparta ograła w Nowej Rudzie Piasta 1:0. W ząbkowickim finale zespół Jarosława Lato wygrał z gospodarzami 3:2. Szala zwycięstwa przechylała się z jednej na drugą stroną. Do przerwy prowadził Orzeł, potem goście strzelili dwie bramki, ale zaraz stracili zawodnika (wykluczenie Salamona), a chwilę potem bramkę. W końcówce Chrapek dał zwycięstwo i pierwszy od dekady triumf w Pucharze Polski.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Wałbrzyszanie w Polonii/Sparcie z
Pucharem Polski OZPN Wałbrzych:
Amin Stitou i Marcin Morawski
W zwycięskim zespole bronił wałbrzyszanin Amin Stitou, który był swego czasu w kręgu zainteresowań Górnika, ale jeszcze nie dane było mu bronić barw biało-niebieskich. Marcina Morawskiego nie trzeba szerzej przedstawiać. Przy Ratuszowej grywał Paweł Tobiasz, Jacek Fojna, zimą blisko angażu był Sławomir Truszczyński. Polonia/Sparta w 3.lidze jest ósma co na chwilę obecną daje utrzymanie. Z trzeciej ligi spadają drużyny od 13-go miejsca, co powoduje, że z tym szczeblem rozgrywek na pewno pożegnają się GKS Kobierzyce, Prochowiczanka, Polonia Trzebnica, Ilanka Rzepin, Bielawianka i Promień Żary. Liczba spadkowiczów powiększyć się może z powodu degradacji z drugiej ligi. KS Polkowice wycofał się, więc zacznie grę od IV ligi, choć do niej chce awansować sportowo z legnickiej okręgówki jako rezerwy. Spadek UKP Zielona Góra i ewentualnie Górnika Wałbrzych spowoduje degradacje dwóch dalszych trzecioligowców. Na dzień dzisiejszy są to Bystrzyca Kąty Wrocławskie (37 pkt) i Lechia Dzierżoniów (41 pkt). Świdniczanie z 42 oczkami nie mogą więc spać spokojnie i w 4 ostatnich meczach muszą powalczyć o byt.
Kto z wałbrzyszanami z Olimpii i Polonii/Sparty może powalczyć o Puchar Polski Dolnośląskiego ZPN? W okręgu legnickim o trofeum nie sięgną Rafał Majka z Adamem Kłakiem, którzy ulegli w 1/2 z rezerwami Zagłębia Lubin 0:3. W najbliższą środę w Chobieni w finale zmierzą się rezerwy Zagłębia z rezerwami Miedzi. W tym samym dniu w Oławie w finale OZPN Wrocław MKS Oława podejmie Ślęzę Wrocław.
Z kolei na Pomorzu po regionalny puchar mógł sięgnąć Dawid Kubowicz, który niestety z kolegami z Arki II Gdynia musiał uznać wyższość Cartusi 1923 Kartuzy 1:2 na szczeblu półfinału.

Wspomnień czar - czarna wiosna 1984

30 lat temu nastroje wśród kibiców Górnika były podobne - po wspaniałej jesieni, która rozbudziła nadzieje, wiosną zamiast potwierdzenia przynależności do elity ligi nastąpił totalny zjazd. O jesiennych wynikach, które przyniosły sensacyjne pierwsze miejsce Górnikowi, powołania do rożnych kadr jego zawodnikom, mnóstwo popularności i sympatii nie tylko w regionie, ale i całej Polski - o tym napisano bardzo wiele. A jak się potoczyła ta feralna wiosna sezonu 1983/84?
W różnych plebiscytach piłkarze Górnika rok 1983 znaleźli się na eksponowanych miejscach. I nie chodzi tu o nazwiska Ciołka, Truszczyńskiego, Kosowskiego czy Walusiaka. Piłka Nożna sklasyfikowała najlepszych młodych graczy w corocznym zestawieniu talentów - urodzonych w 1962 i później. Wśród prawych obrońców Andrzej Wójcik był piąty (wygrał Dariusz Kubicki z Legii), Mirosław Gniewek wśród prawych pomocników był szósty. Wśród ciekawostek należy zauważyć bramkarza Polonii Bydgoszcz Marka Grzywacza (9.miejsce - później przyjdzie do Górnika), a wśród stoperów na 8.miejscu jeden z najmłodszych w zestawieniu 17-letni Witold Bęben z Zagłębia Wałbrzych. O Wójciku Piłka Nożna pisała: był rewelacją jesieni, gracz twardy, bojowy i ofensywny. Przygotowania do rundy wiosennej kilku zawodnikom urozmaiciły zgrupowania kadry - Włodzimierz Ciołek gościł w dalekich Indiach na turnieju Golden Cup Nehru, gdzie Polska sięgnęła po główne trofeum niespodziewanie okazując się lepszym od Argentyny. Z kadrą olimpijską w Grecji z kolei bawił Leszek Kosowski i Krzysztof Truszczyński.Zespół przygotowywał się m.in. na zgrupowaniu w Świnoujściu. Nowymi twarzami w zespole byli: wspomniany Grzywacz, Zenon Przybysz i Tomasz Drapiński - duet z Wielimia Szczecinek, napastnik Robert Śmietański (Włókniarz Głuszyca). Po stronie ubytków z kolei znalazły się nazwiska Benedykta Bylickiego, Gerarda Sobka i Waldemara Sysiaka (Zagłębie Lubin), Waldemara Fechnera, Mirosława Gniewka (Zagłębie Wałbrzych), Romana Pełki, Leszka Spaczyńskiego (Metal Kluczbork), Gerarda Śpiewaka, Leszka Rycka (Zagłębie Sosnowiec) oraz Ryszarda Biernackiego (służba wojskowa).
W drugi weekend marca ruszyła ligowa karuzela. Podopieczni Horsta Panica wywieźli punkt z Katowic (1:1 z GKS po golu Ciołka). Remis drugiego Lecha na boisku krakowskiej Wisły oznaczał utrzymanie fotelu lidera. W zespole zadebiutował Przybysz, podobnie jak w Sosnowcu duet Rycek-Śpiewak.
17.kolejka - 18 marca inauguracja wiosny w Wałbrzychu, 30 000 widzów rekord kolejki, choć niewiele mniej było przy Bułgarskiej, gdzie Lech demolował Śląsk 6:0.Po golu Ciołka do przerwy było 1:0. Po zmianie stron lepiej grali Portowcy, którzy za sprawą obrońcy Makowskiego wyrównali na 1:1.W końcówce meczu za Stelmasiaka pokazał się na boisku debiutant Robert Śmietański. Był to historyczny pierwszy w ekstraklasie mecz, który nie zakończył się zwycięstwem Górnika. Ciołek strzelił swego 13.gola, wciąż przewodził najlepszym strzelcom, ale do końca sezonu trafi zaledwie raz...Po meczu krytykowano wałbrzyszan, szczególnie byłego napastnika Pogoni Stelmasiaka. Po tym remisie wałbrzyszanie spadli na drugą lokatę ustępując bramkami Lechowi.
Marian Kowalski jako "starszy" zawodnik, co dopuszczał regulamin rozgrywek, zagrał w młodzieżowej reprezentacji w ćwierćfinale ME. W Opolu Polska zremisowała z Hiszpanią (z Zubizarretą, Sanchisem) 2:2. Wałbrzyski pomocnik był odpowiedzialny za krycie Marina, który do przerwy pokonał Wandzika i trener Henryk Apostel w przerwie zostawił Mariana w szatni.
18.kolejka - porażka w Krakowie z dwunastą Wisłą 0:1 po bramce Banaszkiewicza. Piłka Nożna na pierwszej stronie głosiła "Odwrót mistrza jesieni". W Górniku debiutuje drugi nabytek ze Szczecinka - Jacek Drapiński. Przed meczem Górnik otrzymał nagrodę czytelników krakowskiego Tempa za zwycięstwo w plebiscycie na "Najlepszą drużynę klubową 1983". Zespół spadł na 3.miejsce wyprzedzony bramkami przez Pogoń Szczecin, a na punkt odskakuje Lech.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Żurek (Śląsk) i Ciołek
19.kolejka - dolnośląskie derby przynoszą pierwszą ligową porażkę w Wałbrzychu. Gol Aleksandra Sochy powoduje, że Górnik spada na 4.miejsce wyprzedzony jeszcze przez Widzew. Wciąż jednak traci do prowadzącego Lecha zaledwie punkt. Ciekawostką jest fakt, że w meczu ze Śląskiem kapitan Górnika Krzysztof Truszczyński zagrał na pozycji forstopera zastępując kontuzjowanego Sławomira Majewskiego.
20.kolejka - po dwóch z rzędu porażkach punkt na boisku przedostatnich Szombierek Bytom. W 30 minucie gola zdobył Krzysztof Truszczyński, a po kolejnych wyrównał Jerzy Kowalik, który niebawem dołączy do Górnika. Wobec sensacyjnej porażki Lecha w Gdyni z Bałtykiem (1:3) liderem został Widzew Łódź. Górnik wciąż czwarty ze stratą dwóch punktów do łodzian. Trzy dni wcześniej Polska U-21 przegrała rewanż z Hiszpanią 1:4 - już bez udziału wałbrzyszan. W lidze kolejnego gola dla walczącego o utrzymanie Zagłębia Sosnowiec zdobył Gerard Śpiewak, za którym gazety wałbrzyskie zaczynają tęsknić w kontekście niemocy Kosowskiego i Stelmasiaka.
21.kolejka - przed tą serią spotkań Włodzimierz Ciołek zagrał 90 minut w reprezentacji w benefisie Grzegorza Lato (0:1 z Belgią w Warszawie). Piłka Nożna z kolei wyliczyła, że Górnika od września ub.r. opuściło 10 zawodników wspominając mało znanego dziś Biernackiego jako tego, który w niedalekiej przyszłości miał zastąpić Ciołka. Dla przypomnienia - dla tygodnika z Wałbrzycha, o Górniku pisał Bogdan Skiba. Kolejka ligowa rozegrana została w środę, a mimo to przyjazd Widzewa zgromadził 35 000, choć po prawdzie było kilka tysięcy więcej! Sport pisał o 40 000. Przed meczem redakcja Sportu wręcza nagrodę dla Piłkarza Roku 1983 Józefowi Młynarczykowi. Obawiano się Smolarka, Wragi, a tymczasem mecz życia rozgrywał Jerzy Leszczyk, który aż 3 razy pokonał Walusiaka, kontaktowy gol Stelmasiaka niewiele zmienił, bo wynik na 4:1 dla łodzian ustalił wygwizdywany Dziekanowski. Po meczu Horst Panic miał pretensje do obrony, która wystąpiła w eksperymentalnym składzie z Nykielem, Drapińskim, Majewskim i Gawryszewskim.
22.kolejka - wyjazd do Gdyni przyniósł bezbramkowy remis. Punkt jest o tyle cenny, że Ryszard Walusiak obronił rzut karny wykonywany przez Adama Walczaka! Wałbrzyski beniaminek wciąż czwarty, ale do trzeciej Pogoni traci dwa punkty, drugiego Lecha - 3, pierwszego Widzewa - 6. Nadziei na puchary jednak pod Chełmcem nikt nie traci. Co ciekawe w tabeli snajperów Ciołek wciąż ma trzybramkową przewagę nad Leśniakiem (Pogoń).
23.kolejki - wydarzeniem kolejki była wygrana Lecha przy Łazienkowskiej 2:0. Prasa pisała o dojrzałości mistrza i że jemu może zagrozić jedynie ktoś z duetu Widzew - Pogoń. Lider z Łodzi zremisował w derby 3:3. Górnik zremisował z Zagłębiem Sosnowiec u siebie 1:1 - goście prowadzili po strzale Tochela, a wyrównał pięknym strzałem z 25 m Krzysztof Truszczyński. Coraz słabiej grają wałbrzyszanie - coraz częściej poczynania piłkarzy podsumowywane są salwami śmiechu. Sport grę Wójcika, Spaczyńskiego ocenił na kompromitującą "1", a Kosowskiego, Jowika i Rusieckiego na "2". Zauważający jest spadek frekwencji pod Chełmcem - 15 000. Dziś można jedynie o takiej cyfrze pomarzyć...
24.kolejka - przełamanie Kosy! Leszek Kosowski zdobywa swoją pierwszą bramkę w tej rundzie. W meczu dwóch beniaminków Motor w Lublinie prowadził po karnym Leszka Iwanickiego, a jego imiennik wyrównał w ostatniej minucie meczu. Sensacją kolejki była domowa porażka Widzewa z Ruchem (0:2), dzięki której Lech wskoczył na pierwszą pozycję. Górnik wciąż czwarty.
25.kolejka - przyjazd lidera zgromadził 15 000. Czemu tak mało? Po pierwsze kiepska pogoda, po drugie zaplanowana transmisja telewizyjna. Mgła na wałbrzyskim kotle spowodowała, że TVP pokazała pierwszą, a nie jak tradycyjnie drugą, połowę meczu dorzucając jedynie z drugiej odsłony jedynego gola autorstwa Mirosława Okońskiego.Lech liderem przed Widzewem i Pogonią, która zmiotła Szombierki aż 8:1, gdzie przełamał się Marek Leśniak zdobywając pierwszą wiosenną bramkę (wraz z Furtokiem traci dwa gole do Ciołka). Na czwarte miejsce wskoczyła Legia po pokonaniu Cracovii 3:0. Górnik piąty...
26.kolejka - Górnik wciąż bez wiosennego zwycięstwa! Wizyta u piętnastej w tabeli Cracovii kończy się porażką 0:1 po celnym strzale Kubisztala! Warto nadmienić, że Pasy zagrały bez 6 podstawowych graczy (wśród nich wychowanek Górnika Henryk Janikowski) i dały szansę debiutu dwóm piłkarzom. Liderem wciąż Lech przed Widzewem, który pokonał w meczu na szczycie Pogoń 2:1. Legia zremisowała we Wrocławiu 1:1 i odskoczyła od drużyny Horsta Panica na dwa punkty. Trenera z kolei przepytała Piłka Nożna i Panic tłumaczy kiepskie wyniki złymi warunkami podczas zimowych przygotowań (grząskie lub zaśnieżone boiska). Na pocieszenie Marek Grzywacz został powołany na mistrzostwa Europy juniorów. Z kolei w 2.lidze Zagłębie Wałbrzych walczące o utrzymanie pokonało przy Ratuszowej lidera Olimpię Poznań 1:0.
27.kolejka - Legia - Górnik 5:0. Tytuł ze Sportu "Różnica klasy"mówi w zasadzie wszystko. W tabeli wyprzedził wałbrzyszan nie tylko Górnik Zabrze, ale i Motor.
28.kolejka - Górnik Zabrze wywozi dwa punkty z Nowego Miasta. 2:1 po golach Zgutczyńskiego i Cyronia oraz Kosowskiego. 19-letni Cyroń pokonał Walusiaka w 89 min. Wciąż siódme miejsce, a klasyfikacji strzelców Ciołek ma bramkę przewagi nad Leśniakiem i dwie nad Furtokiem i Kensym.
Wielkie chwile, najlepsze w swojej karierze, przeżywał z kolei Marek Grzywacz, który na mistrzostwach Europy juniorów był rezerwowym. Polska pogromcę znalazła dopiero w półfinale (0:2 z Węgrami), a w meczu o trzecie miejsce Grzywacz zagrał cały mecz (2:1 z Irlandią) i choć ma na sumieniu bramkę Neala to całkiem zasłużenie może czuć się brązowym medalistą ME!
29.kolejka - ostatni wyjazdowy mecz sezonu - 2:2 z ŁKS w Łodzi.Prowadzenie zdobył Stelamasiak, potem Walusiak przepuścił strzały Różyckiego i Kasztelana, ale wreszcie przebudził się Ciołek. Wszystkie bramki padły przed przerwą. Ciekawostką jest fakt, ze partnerem Stelmasiaka w ataku był Michel Nykiel, który wypadł słabo i zmieniony po przerwie został przez Kosowskiego. Po niespodziewanej porażce Lecha w Katowicach 0:2 i zwycięstwie Widzewa w Bytomiu (4:2 z Szombierkami po 4 golach Smolarka). Wiadomo, że ligę opuszczają Szombierki i Cracovia. Górnik spadł na ósme miejsce tracąc punkt do Śląska, Ruchu i trzy do piątego Zabrza.
30.kolejka - dzień przed kolejką ruszyło Euro'84 we Francji. Finisz na Nowym Mieście obserwowało ledwie 8 tysięcy - do tej pory najniższa frekwencja w Wałbrzychu. Bohaterem meczu był Zbigniew Stelmasiak, który strzelił dwa gole. Górnik wygrał 2:1 i było to jedyne w rundzie zwycięstwo! Początek meczu był piorunujący, bo po 7 minutach był remis 1:1. W 44 minucie rzut karny zmarnował Włodzimierz Ciołek - obronił Janusz Jojko. Pozwoliło w tabeli zdystansować nie tylko chorzowian, ale i Śląsk, który uległ w Sosnowcu 1:3, gdzie jedną z bramek strzelił Gerard Śpiewak. Włodzimierz Ciołek został królem strzelców z 14 golami, wyprzedzając o dwa celne trafienia szczeciński duet Kensy-Leśniak. Mistrzem został po raz drugi z rzędu Lech trenowany przez Wojciecha Łazarka - w ostatniej kolejce w obecności 40 000 zremisował z Pogonią 1:1 i na nic zdało się zwycięstwo Widzewa nad Legią 1:0. Jak przyszłość pokazała meczowy program ze spotkania z Ruchem był ostatnim zdjęciem Horsta Panica w roli szkoleniowca wałbrzyskiego Górnika. W nowym sezonie poprowadzi sosnowieckie Zagłębie. Reasumując - sezon w roli beniaminka zakończył się niezłym szóstym miejscem, ale w kontekście rewelacyjnej jesieni wiosna mocno rozczarowała. Górnik wyśrubował rekord meczów bez wygranej do 14 spotkań - nigdy później na tym szczeblu go nie powtórzy. Podobnie jak serię kolejnych zwycięstw u siebie (8 jesienią 1983).

W Anglii wszystko (prawie) jasne

Niedawno pisałem o szansie Tomasza Kuszczaka na awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. Pierwszym etapem miało być wyeliminowanie wyżej sklasyfikowanego w końcowej tabeli Derby County, a później wygranie finału baraży. Rok wcześniej Brighton&Hove Albion FC odpadł właśnie w tej fazie rozgrywek z Crystal Palace (0:0, 0:2 u siebie). O ile popularne Mewy, jak nazywana jest ekipa Polaka, w ubiegłym roku była cichym faworytem, to obecnie więcej szans dawano Derby.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Tak padła bramka we współudziale Kuszczaka
Niestety dwumecz nie przyniósł spodziewanych emocji kibicom polskiego bramkarza. Obie rywalizacji wygrali piłkarze Derby, zwani The Rams, czyli Baranami. zapewne nie jeden dziennikarz zredagował rywalizację tytułując ją Mewy zjedzone przez Barany. Brighton u siebie przegrał 1:2 po golach najlepszego na boisku Chrisa Martina. Z tym, że jeden gol został zaliczony na konto Tomasza Kuszczaka, po tym jak piłka po strzale w poprzeczkę odbiła się od pleców Polaka i wpadła do bramki. W rewanżu Derby łatwo wypunktowała rywala 4:1 awansując tym samym do ścisłego finału rywalizacji play-off. Kuszczak za pierwszy mecz oceniony został na przeciętne "5", z kolei w rewanżu otrzymał "6,5" co było najwyższą notą w jego zespole. Jeszcze przed tym dwumeczem polski bramkarz mówił o propozycjach z innych klubów, również grających w Premier League. Niewykluczał co prawda pozostania w Brighton, ale uprzedzili go działacze klubu, którzy w oficjalnym komunikacie zapowiedzieli nieprzedłużenie kończącego się właśnie kontraktu z Polakiem oraz innymi najlepiej opłacanymi graczami.
O dramaturgii sezonu 2013/14 w Premier League napisano już wszystko. O 25 zmianach liderach, o tym najdłużej w fotelu lidera (ponad 120 dni) przebywał Arsenal, o postępie Liverpoolu, autobusach Mourinho etc. Obok Team of the Year wybrany głosami zawodników. Oczywiście dziennikarze, eksperci mają swoje typy. Wśród nich kandydatami byli:  Belg Simon Mignolet (bramkarz Liverpoolu), Branislav Ivanović (Serbia, Chelsea), Laurent Koscielny (Francja, Arsenal), Martin Skrtel (Słowacja, Liverpool), Leighton Baines (Everton), Aaron Ramsey (Walia, Arsenal), Wayne Rooney (Manchester United). Wybierano najgorszą drużynę, gdzie najczęściej wymieniano belgijski nabytek Manchesteru Marouane Fellainiego, przepłaconego Erika Lamelę czy kupionego zimą przez Arsenal Szweda Kallstroema, który na pierwszym treningu złapał kontuzję.
Różne są sympatie klubowe. Znudzeni rywalizacją drużyn z Manchesteru i Londynu kibice z przyjemnością oglądali postęp Brendana Rogersa i jego Liverpoolu. Duet Suarez -Sturridge stworzyli zabójczy tandem zwany SAS od skrótu brytyjskich sił specjalnych. Razem strzelili 53 bramki. Zaledwie dwóch goli zabrakło by wyrównać osiągnięcie duetu Newcastle z sezonu 1993/94 Andy Cole - Peter Beardsley. The Reds długo wspinali się po ligowej drabinie, a jak już osiągnęli top tabeli to nastąpiły dwa mecze, które długo zapadną w pamięci kibiców. Najpierw mecz z Chelsea na Anfield i błąd Stevena Gerrarda, któremu piłka przeszła pod podeszwą co wykorzystał Ba wyprowadzając rywali na prowadzenie. Pogoń do końca meczu niewiele dała, gospodarzy upokorzył w dodatku najbardziej krytykowany z ekipie Mourinho, Fernando Torres - były gracz Liverpoolu. No i wreszcie mecz w Londynie z Crystal Palace. 79 minuta 3:0 dla gości. Wówczas gospodarze strzelają pierwszą bramkę. Potem nastąpiło trzęsienie ziemi. Dwie minuty później Gayle
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Dwaj bohaterowie sezonu: trener Rogers i kapitan
Gerrard . Obaj mogli mieć po sezonie jeszcze
lepsze nastroje.
skorygował wynik na 2:3, a potem wyrównał na 3:3. Remis oznaczał pożegnanie The Reds z marzeniami o tytule. Porównywanie z pościgiem w finale LM 2005 (z AC Milan) było wspominane w różnych konfiguracjach. Podobnie jak obrazek płaczącego po Suareza. Ten remis, podobnie jak pokonanie Arsenalu 5:1, a także derbowy pojedynek z Evertonem na wyjeździe (3:3) były wymieniane jako najlepsze widowiska sezonu.
A co z Polakami? Artur Boruc ugruntował mocną pozycję w Southampton i nie zmienią to klopsy jak w meczu ze Stoke, gdzie pokonał go jego vis a vis, czy nieudaczne kiwanie w meczu z Arsenalem. Wojciech Szczęsny przez hejterów zapamiętany zostanie z ilości puszczonych goli w meczach z Manchesterem City (3:6), Liverpoolem (1:5), Chelsea (0:6) oraz z fotki "selfie" po meczu z Tottenhamem, która stała się tematem dowcipów angielskiej prasy. Wiele emocji wywołało nie wystawienie w ostatniej kolejce Szczęsnego, który miał na swoim koncie tyle samo meczów z zerowym kontem (tzw. clean sheets) co Petr Cech - leczący kontuzje bramkarz Chelsea. W ostatnim meczu (2:0 z Norwich) zapewne zapewniłby sobie samodzielny triumf, ale Arsene Wenger chciał dać szansę przed finałem Pucharu Anglii Łukaszowi Fabiańskiemu. Polska prasa najpierw błędnie podała, że nagrodę Złotych Rękawic (Barclays Golden Glove Awards) zgarnie Cech, który zagrał 34 mecze, o 3 mniej od Polaka. Później to dementowano, bowiem obaj słowiańscy bramkarze otrzymali tę nagrodę.
Fabiański z kolei żegnający się z Kanonierami występem na Wembley.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Ł.Fabiański i P.Mertesacker z Pucharem Anglii
Finał był zwieńczeniem 7 letniej przygody Fabiana z Arsenalem, który na jakiekolwiek trofeum czekał od 2005 roku. Dokładnie po 3 283 dniach wreszcie Kanonierzy przełamali złą passę pokonując po dogrywce Hull 3:2, choć po ośmiu (!) minutach przegrywali 0:2.  Francuski szkoleniowiec chciałby zatrzymać Łukasza, ale nie jest w stanie zagwarantować mu miejsca w podstawowym składzie. Dlatego tez szukając nowych wyzwań Fabiański zmienia klub. Gdzie może trafić? Pisało się o Niemczech (Schalke), Anglii (West Ham), a czas pokaże, gdzie jesienią będzie grał Łukasz.
Przedłużenie kontraktu Leicester z Marcinem Wasilewskim oznacza, że będzie pierwszym polskim graczem z pola, który zagra w Premier League.
Viewing all 967 articles
Browse latest View live